Lenczyk chciał rozkupić Zagłębie!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Od trzech okienek transferowych zaciskający wcześniej pasa prezes Cracovii, Janusz Filipiak sięga głębiej do sakiewki i wydaje poważne pieniądze na nowych zawodników. Zaczęło się w 2008 roku, kiedy sprowadził w sumie za 1,5 mln złotych Piotra Polczaka i Marka Wasiluka.

W styczniu 2009 roku, kiedy realny stał się spadek z ekstraklasy, Filipiak sprowadził aż 8 zawodników, w tym Bartosza Ślusarskiego i Mariusza Sachę. Zakontraktowanie tych dwóch piłkarzy pochłonęło blisko 2 mln zł. Pod koniec kolejnego okienka transferowego, kiedy trenerem Cracovii był już Orest Lenczyk, do Krakowa zawitało kolejnych trzech graczy, których transfery w sumie nie należały do najtańszych - Radosław Matusiak, Michał Goliński i Łukasz Merda. Przed minioną przerwą zimową Filipiak ogłosił transferową ofensywę, której skutki nie były tak efektowne, jak zapowiedzi, ale mimo wszystko Cracovię zasiliło czterech nowych graczy, na których trzeba było wydać kolejne 1,5 mln złotych - Aleksandr Suworow, Krzysztof Kaliciak, Wojciech Łuczak i Georgij Owsjannikow.

Tymczasem Orest Lenczyk zdradził, że te cztery nazwiska były jedynie kroplą w morzu potrzeb Cracovii. Trener Pasów nie skarży się, że zarząd klubu nie ściągnął wszystkich zawodników, których zarekomendował do sprowadzenia, ale zdradza kulisy nieudanych łowów. - Chcieliśmy, żeby było tak: "to jest jedenastka Cracovii i niech się inni martwią". Jednak transfery były, jakie były. Nie kupowaliśmy filarów, które mogliśmy w ciemno wstawić do drużyny. Nie daliśmy sobie szansy na to, żeby ci teoretycznie słabsi mogli eksplodować przy tych lepszych.

Cracovia w wiosennych meczach straciła najwięcej bramek spośród wszystkich drużyn ekstraklasy. Gromy ze strony kibiców i komentatorów posypały się na głowy trójki stoperów: Piotra Polczaka, Łukasza Tupalskiego i Marka Wasiluka. - Ciągle uważam, że moi stoperzy - mimo że mają za sobą grę w reprezentacjach Polski - są w takim miejscu, że muszą udowadniać, iż zasługują na grę w ekstraklasie. Popełnili w ostatnich meczach tyle błędów, że nie mogą się tłumaczyć tym, iż napastnicy nie strzelają bramek - mówi Lenczyk. W związku z tym trener Pasów przyznał, że mimo głośnych planów, w zimie nie sfinalizowano transferu żadnego obrońcy: - W zimie staraliśmy o pozyskanie bardzo utalentowanego stopera. Dwa dość istotne nazwiska wchodziły w grę, ale nie udało się ich sprowadzić. Żądania ich menedżerów spowodowały, że nie ma ich z nami. Dzisiaj mogę powiedzieć, że szkoda....

W świetle piątkowego spotkania z Zagłębiem Lubin, Lenczyk chętnie opowiedział o kulisach rozmów z czterema zawodnikami Miedziowych, którzy byli o krok od przejścia do Cracovii. Mowa o: Łukaszu Hanzelu, Szymonie Pawłowskim, Mateuszu Bartczaku i Iljanie Micanskim. Rozmowy trwały zarówno w letnim, jak i zimowym oknie transferowym. Ostatecznie z Lubina do Krakowa przeniósł się jedynie Goliński, co w ostatnim dniu okienka okrzyknięto mianem transferu last minute.

- Uważałem, że ci czterej byliby zawodnikami pierwszej jedenastki Cracovii. To, co się działo w tym czasie Zagłębiu - ruchy w zarządzie klubu, słabe wyniki - można było wykorzystać i sprowadzić tych zawodników - tłumaczy Lenczyk, który w minionym sezonie wprowadził zespół z Dolnego Śląska z I ligi do ekstraklasy: - Pracując z nimi trzy miesiące, zdążyłem zauważyć, że wielu z nich uważało, iż po spadku z ekstraklasy gra tam za karę. Kiedy weszli do ekstraklasy, trochę to przycichło. Start kolejnych rozgrywek spowodował jednak to, że ci zawodnicy deklarowali chęć przejścia do Cracovii.

Lenczykowi najmocniej zależało na sprowadzeniu Micanskiego, który pod jego skrzydłami został najlepszym snajperem I ligi, a dzięki fenomenalnej formie wiosną tego roku bije się z Robertem Lewandowskim o koronę króla strzelców. - Byłem przekonany, że po tragedii ze Ślusarskim (zerwane więzadła w kolanie) zdobędziemy Micanskiego. On bardzo chciał przyjść. Chciał też Costa. Doszło jednak do zmian w kierownictwie klubu i na stanowisku trenera. Z tego co pamiętam, to trener Smuda nigdy nie puścił do mnie zawodnika, którego chciałem, a którego on miał u siebie - mówi Lenczyk.

Zagłębie przeczekało burzę, a pod skrzydłami Franciszka Smudy zaczęło zdobywać punkty. - Poskładano wszystko, a jak poskładano, to się okazało, że te transfery "może za tydzień, może drożej". A każdy z tych zawodników w każdej chwili chciał przyjść do Cracovii - kończy transferowo-miedziowy wątek trener Pasów.

Źródło artykułu: