Luis Henriquez do Lecha Poznań trafił latem 2007 roku, gdy Kolejorz nie miał w kadrze żadnego lewego obrońcy. Nie zdołał sobie jednak wywalczyć miejsca w składzie, bowiem kilka dni później zarząd zakontraktował Ivana Djurdjevicia. Po pół roku mówiło się, że Panamczyk jest za słaby na grę w poznańskim klubie i będzie musiał szukać sobie nowego klubu. Ostatecznie postanowiono go zostawić w kadrze, ponieważ jego utrzymanie nie kosztowało zbyt wiele.
Niespodziewanie w trakcie zimowego okresu przygotowawczego zrobił olbrzymie postępy i zaczął regularnie grać w pierwszym składzie. Kolejny sezon zaczął się dla niego fatalnie - od samobójczej bramki z GKS-em Bełchatów, ale w następnych meczach prezentował się solidnie i pod koniec rozgrywek zdobył nawet swoją pierwszą bramkę dla Lecha.
Potem było już gorzej. Henriqueza prześladowały kontuzje, a w dodatku do klubu trafił jeszcze Seweryn Gancarczyk, co oznaczało, że 29-letni zawodnik jest dopiero trzecim lewym obrońcą w klubie. Zimą zainteresowana kupnem Panamczyka była Odra Wodzisław, lecz do transakcji nie doszło.
Henriquez nie miał więc zbyt wielkich perspektyw na grę, ale urazy Djurdjevicia i Gancarczyka spowodowały, że w minionym meczu z Arką Gdynia otrzymał on szansę występu od pierwszej minuty. I spisał się bardzo dobrze. Był pewny w defensywie i bardzo często podłączał się do akcji ofensywnych.
W czerwcu wygasa jego kontrakt z Lechem i na chwilę obecną wiele wskazuje na to, że nie zostanie on przedłużony. Być może jednak udany występ przeciwko Arce zmieni zdanie działaczy. - W czerwcu kończy mi się kontrakt i na razie nie wiem, gdzie będę grać. Mój menedżer szuka mi klubu i zobaczymy co będzie. Do końca sezonu skupiam się tylko na grze w Lechu Poznań - mówi Henriquez, który sprawnie włada już językiem polskim. Czy jest szansa, aby w przyszłym sezonie wciąż bronił barw Kolejorza? - Nie znam odpowiedzi na to pytanie. O wszystkim wie mój menedżer, ja jestem tylko zawodnikiem - zakończył Panamczyk.