Arka pokonała GKS Bełchatów 2:1 po bramce Macieja Szmatiuka w 91. minucie meczu. Wcześniej żółto-niebiescy nie wykorzystali kilku świetnych okazji. Gdynianie spokojnie mogli wygrać to spotkanie różnicą dwóch, trzech bramek. Szwankowała jednak skuteczność. - Rzeczywiście w tym meczu mieliśmy kilka sytuacji, jak choćby Macieja Szmatiuka w końcówce meczu, czy też wcześniej Joela Tshibamby. Zdajemy sobie sprawę, że nasza skuteczność nie jest za wysoka. W poprzednim meczu z Odrą mieliśmy wiele dogodnych okazji na strzelenie bramki, a udało się trafić tylko raz - podkreślił Dariusza Pasieka. Suma szczęścia zawsze równa jest zeru. O ile w poprzednich spotkaniach gdynianie tracili bramki w końcówkach meczu, o tyle to teraz oni zanotowali trafienie w doliczonym czasie gry. - W końcówce meczu z Bełchatowem szczęście nam trochę dopisało. Brakowało go z kolei w ostatnich pojedynkach. I teraz to się odwróciło - stwierdził szkoleniowiec Arki.
Jak ważny był to pojedynek dla podopiecznych trenera Pasieki świadczy walka i zaangażowanie, jakie zaprezentowali piłkarze. Emocje udzieliły się zwłaszcza Joelowi Tishibambie, który otrzymał czwartą żółtą kartkę, eliminującą go z gry w meczu z Piastem Gliwice. - W takich spotkaniach emocje biorą górę. Joel zresztą jest zawodnikiem bardzo impulsywnym i za jego zachowanie raczej nie powinienem go ganić. Już i tak tego nie odwrócimy. Oczywiście szkoda tej kartki. Gdyby zagrał z Piastem to wyglądałoby to zupełnie inaczej. Na pewno brak tej dwójki we wtorkowym spotkaniu nie będzie moim alibi. Są inny, którzy ich godnie zastąpią - komentował Pasieka.
We wtorkowym meczu nie zagra również Maciej Szmatiuk. On podobnie jak kolega z zespołu cierpieć będzie za nadmiar kartek. Mimo tych absencji opiekun Arki nie traci dobrego humoru: - Mamy innych zawodników. Jest Darek Ulanowski, który spokojnie może grać na pozycji środkowego obrońcy. Z przodu natomiast Przemek Trytko, a także Stojko Sakaliev, który zagrał dziesięć minut, ale pokazał kilka dobrych akcji. Udowodnił, że chce grać i pomóc temu klubowi. Absencjami tych dwóch wspomnianych zawodników zbytnio się nie przejmuję, bowiem będą do mojej dyspozycji we Wrocławiu.
Aby myśleć o utrzymaniu w ekstraklasie gdynianie w ostatnich trzech meczach muszą wygrywać. Pierwszy krok ku temu został poczyniony już w czwartek. Teraz przed Arką równie ważna konfrontacja z Piastem Gliwice. - Najpierw zobaczymy, jak ułożą się wyniki spotkań w tej kolejce, jak będą grały inne zespoły. Zrobiliśmy dopiero pierwszy krok. Nie ulega wątpliwości, że to zwycięstwo utrzymało nas przy życiu i dało nam tę szansę, że wciąż możemy wierzyć w utrzymanie w ekstraklasie. Cieszymy się z tej wygranej, bo zdawaliśmy sobie sprawę z siły Bełchatowa. Jest to mocny zespół, dobrze poukładany. Biorąc pod uwagę klasę rywala takie zwycięstwo smakuje podwójnie - mówił szkoleniowiec żółto-niebieskich.
Bohaterem Gdyni został zdobywca zwycięskiej bramki, Maciej Szmatiuk. Mógł on jednak już wcześniej wpisać się na listę strzelców. Minutę przed upływem regulaminowego czasu gry stanął oko w oko w golkiperem gości, ale zabrakło mu zimnej krwi. - Chciałbym, aby każdy z zawodników miał tyle okazji, co miał Maciek Szmatiuk. Ma on też kilka asyst w swoim dorobku. Jakby przeanalizować mecz z Cracovią to on wypracował nam bramkę, do tego dorzucił jeszcze jedno ostatnie podanie. Jest to bardzo ambitny zawodnik. I nie mam go tak naprawdę za co ganić. Od strzelania są inny zawodnicy, nie mniej jednak można zauważyć, że piłka go w polu karnym szuka. Stanowi zagrożenie dla rywala również po stałych fragmentach gry. To, że tych sytuacji nie wykorzystuje to jest tylko jego problem. Nie on pierwszy i ostatni w polskiej lidze, który marnuje okazje. Wszystkim to się zdarza - chwalił swojego piłkarza trener Pasieka.