Różnica klas na boisku, nowy as w rękawie trenera Kafarskiego - relacja z meczu Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław

Pewne zwycięstwo - tak w dwóch słowach można opisać mecz Lechii ze Śląskiem Wrocław. Gdańszczanie wygrali 2:0, a wymarzony debiut zaliczył Abdou Traore, który asystował przy drugiej bramce. Śląskowi natomiast praktycznie nic w tym meczu nie wychodziło.

Od pierwszych minut spotkania zdecydowaną przewagę wypracowała sobie Lechia Gdańsk. Gdańskich kibiców przede wszystkim optymizmem napawa to, jak zagrał Abdou Razack Traore. Piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej, dla którego był to pierwszy mecz w lidze polskiej. Pozyskany z Rosenborga Trondheim lewoskrzydłowy wprost zdominował swoją część boiska, dośrodkowywał i starał się - w większości przypadków z powodzeniem - niekonwencjonalnymi zagraniami zaskoczyć rywali z Wrocławia. Piłkarz ten próbował też kilka razy wykończyć akcję strzałem. Było tak między innymi w 11 minucie, kiedy to Paweł Buzała przebiegł kilkadziesiąt metrów z piłką, podał ją do również aktywnego przez całe spotkania Pawła Nowaka, a ten oddał futbolówkę do Traore. Tym razem strzał był jednak zablokowany przez Jarosława Fojuta. - W Polsce jest dobry poziom ligi. Gra jest bardzo szybka, zawodnicy grają piłką i dla mnie jest to dobre. Nie czuję się żadnym bohaterem, nie lubię tego słowa. Było nas jedenastu plus chłopacy, którzy weszli na boisko z ławki. Kiedy będę w stanie pomóc drużynie wznieść się na wyższy poziom, będę zadowolony - powiedział Traore w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Ataki biało-zielonych nie ustawały. Utrzymywali się oni przy piłce przez większość czasu gry, a także starali się strzelać. Swoje nieliczne szanse mieli również grający z kontrataku piłkarze Śląska Wrocław. W 19 minucie znakomitą piłkę mógł dostać wychodzący na czystą pozycję i mającego przed sobą tylko bramkarza Cristian Diaz, został jednak uprzedzony przez Krzysztofa Bąka, który wybił ją na rzut rożny. W okolicach 25 minuty do aktywnego Traore, dołączył też Luiz Santos Deleu. Brazylijczyk często rozgrywał piłkę z piłkarzem z Afryki, kilkakrotnie też strzelał. Najlepszą szansę miał w 27 minucie, lecz piłka przeleciała minimalnie ponad bramką.

W piłce nożnej najważniejsze są bramki i spragnieni ich kibice Lechii takowej się w końcu doczekali. W 40 minucie świetnym przeglądem pola wykazał się Nowak, który podał piłkę do niekrytego przez nikogo Piotra Wiśniewskiego. Ten długo się nie zastanawiał. Kopnął ją w długi róg bramki Mariana Kelemena i gdańszczanie wyszli na prowadzenie 1:0. Po zdobyciu bramki Wiśniewski nie okazał jednak radości. - We wcześniejszych meczach nie mogłem strzelić bramki i byłem z tego zadowolony. Wszystko ze mnie zeszło - przyznał piłkarz. Strzelec gola mógł nawet podwyższyć wynik na 2:0, lecz w 43 minucie zabrakło mu precyzji i strzelił ponad poprzeczkę słowackiego bramkarza Śląska Wrocław. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 i był to dobry prognostyk przed emocjami w drugiej połowie.

Po przerwie obraz gry nie uległ większej zmianie. Również przeważała Lechia, a na bramkę Kelemena starali się strzelać praktycznie wszyscy zawodnicy z drużyny Tomasza Kafarskiego, który zauważył też, że często zawodnicy Lechii starali się grać bardzo widowiskowo, czasami aż zanadto. - Po sparingu z Villarrealem często staramy się grac za ładnie i często podajemy - skomentował szkoleniowiec. Słowaka starali się zaskoczyć między innymi Marko Bajić, czy też Vytautas Andriuskevicius. Drugą bramkę zdobył jednak kto inny. W 62 minucie Łukasz Surma podał piłkę do Traore, ten zauważył stojącego na czystej pozycji Pawła Buzałę i popisał się bardzo precyzyjnym, kilkudziesięciometrowym podaniem do swojego kolegi z zespołu. Napastnikowi Lechii nie pozostało nic innego, jak tylko strzelić w krótki róg bramki Śląska. Zmieścił piłkę pomiędzy Kelemenem, a lewym słupkiem i podwyższył na 2:0. - Była to moja bliźniacza bramka do debiutanckiej w Ekstraklasie w barwach Lecha w derbach z Amiką Wronki. To podniosło moje morale, bo stać mnie na dobrą grę i strzelanie bramek - skomentował strzelec gola.

Mimo korzystnego wyniku, piłkarze Lechii grali jak w transie. Po prostu wszystko im w sobotni wieczór wychodziło i chcieli to wykorzystać. Było widać, że cieszą się grą i są pewni zwycięstwa w meczu przyjaźni. Wrocławianie co prawda próbowali strzelać na bramkę Pawła Kapsy, jednak ich uderzenia w większości nie stanowiły zagrożenia dla gdańskiego bramkarza. Najlepszą okazję w 90 minucie miał Vuk Sotirović, ale piłka po jego strzale przeleciała kilka centymetrów ponad poprzeczkę bramki. - Jesteśmy rozczarowani wynikiem i gratulacje dla Lechii, która zagrała naprawdę bardzo dobrze i zdecydowanie przeważała. Nas czeka analiza i trening - skomentował Sebastian Mila, piłkarz Śląska, który grał wcześniej w Lechii.

Lechia Gdańsk po świetnej grze i bramkach Piotra Wiśniewskiego oraz Pawła Buzały pokonała Śląsk Wrocław 2:0. W spotkaniu zadebiutował w barwach gdańskiej drużyny Abdou Traore, który rozegrał wspaniałe spotkanie i wydaje się, że będzie sporym wzmocnieniem Lechii

Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)

1:0 - Wiśniewski 40'

2:0 - Buzała 62'

Składy:

Lechia Gdańsk: Kapsa - Deleu, Bąk, Wołąkiewicz, Andriuskevicius - Surma, Bajić (83' Pietrowski), Nowak - Wiśniewski (73' Lukjanovs), Buzała, Traore.

Śląsk Wrocław: Kelemen - Celeban, Fojut, Spahic, Pawelec - Ćwielong (60' Gancarczyk), Mila, Pawelec, Sobota - Sotirović, Diaz (70' Madej).

Żółte kartki: Traore (Lechia), Spahić (Śląsk).

Sędzia: Marcin Szulc (Warszawa).

Widzów: 6.900.

Ocena drużyn:

Lechia Gdańsk - 4.5: Każdej drużynie zdarza się mecz, w którym wychodzi praktycznie wszystko. Tak właśnie wyglądała gra Lechii Gdańsk w meczu ze Śląskiem Wrocław. Gdańszczanie wymienili ze sobą setki podań, grali kombinacyjnie, a bohaterem spotkania był debiutujący w polskiej Ekstraklasie, pozyskany z Rosenborga Trondheim Abdou Traore. Zwieńczeniem dobrej gry było strzelenie przez biało-zielonych dwóch bramek, chociaż gdyby byli precyzyjniejsi, tych trafień mogło być jeszcze więcej.

Śląsk Wrocław - 1,5: Trudno powiedzieć, czy to Lechia grała dobrze, czy Śląsk tak słabo. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza niczym nie przypominali zawodników, którzy mają w niedalekiej przyszłości zawojować ekstraklasę. Po meczu sami przyznali, że nie poznawali samych siebie na boisku. Wrocławianie zagrali ten mecz na stojąco, a rezultat 2:0 był dla nich najmniejszym wymiarem kary.

Źródło artykułu: