Kelemen poddał Wrocław pod władanie Lecha - relacja z meczu Śląsk Wrocław - Lech Poznań

A Śląsk leci i leci coraz niżej w tabeli. Przedsezonowe cele wrocławian to miejsce w pierwszej piątce. Na razie jest trzecie, ale od końca. Ze stolicy Dolnego Śląska Kolejorz wywiózł trzy punkty, co podniesie morale drużyny przed spotkaniem w Turynie.

Artur Długosz
Artur Długosz

Obydwie drużyny ostatnio przegrały. Obydwie drużyny ostatnio grały na wyjeździe i dały sobie strzelić po dwa gole same nie trafiając ani razu do siatki. Dla jednych i drugich, którzy jak na razie zawodzą, to spotkanie dobre na przełamanie. Przełamali się goście, ale po kolei.

Mecz rozpoczął się od ataków gospodarzy, którzy wyszli bardzo zmobilizowani. Już w 3. minucie wrocławianie mogli objąć prowadzenie, lecz Piotr Celeban podał zbyt mocno do wychodzącego na czystą pozycję Cristiana Omara Diaza. W 8. minucie zawodnicy WKS-u oddali pierwszy celny strzał. Po uderzeniu Tomasza Szewczuka z dystansu futbolówkę spokojnie złapał Krzysztof Kotorowski. Parę sekund później gospodarze mieli idealną okazję na objęcie prowadzenia. Waldemar Sobota przedarł się prawą stroną, ale posłał piłkę minimalnie obok słupka. Lechici domagali się faulu na Luisie Henriquezie, ale sędzia pozostał nieugięty.

W kolejnych fragmentach pojedynku inicjatywę przejęli goście. W 17. minucie ładną indywidualną akcję przeprowadził Sławomir Peszko, ale w polu karnym zamiast odgrywać do partnerów zdecydował się na strzał. Uderzenie okazało się niecelne. W 24. minucie Peszko popisał się fenomenalnym uderzeniem z 30 metrów z rzutu wolnego i wyprowadził Kolejorza na prowadzenie. Takie gole chcielibyśmy oglądać częściej. - Sporo po treningach zostaję i próbuję takich strzałów. Koledzy śmieją się, że wybijam panu Bogu okna. Dziś udało się strzelić bramkę - żartował po meczu reprezentant Polski.

Po stracie gola zielono-biało-czerwoni ruszyli do ataku, lecz nie mieli pomysłu jak zagrozić bramce Kotorowskiego. Dopiero w 30. minucie zapachniało golem. Diaz zdecydował się na uderzenie z 25 metrów i piłka minimalnie minęła bramkę. W kolejnych minutach atmosfera na boisku zrobiła się mocno napięta i mnożyły się faule. Arbiter lekko stracił kontrolę nad wydarzeniami na murawie.

Lechici ataki Śląska przyjmowali na własnej połowie, a sami wyprowadzi kontrataki. Spotkanie toczyło się w żywym tempie, lecz żadna z drużyn nie potrafiła zagrozić bramce rywala. Dobrych sytuacji strzeleckich zdecydowanie brakowało. W samej końcówce pierwszej połowy w polu karnym piłka trafiła rękę jednego z gości, a sędzia wskazał na 11 metr. Do piłki podszedł Diaz i pewnym uderzeniem pokonał bramkarza. Przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę goście znów mogli wyjść na prowadzenie. Grzegorz Wojtkowiak idealnie dośrodkował na 16. metr do Stilicia, a ten trafił w zewnętrzną część słupka. Chwilę później po akcji strzelał Artjoms Rudnevs. To uderzenie obronił jeszcze Marian Kelemen, ale przy dobitce Stilica był już bezradny. Sędzia uznał jednak, że Bośniak był na spalonym i gola nie zaliczył. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1, a sama jej końcówka dostarczyła ogromną ilość emocji.

Przed rozpoczęciem drugiej połowy spotkania na trybuny został odesłany szkoleniowiec Lecha, Jacek Zieliński. Po gwizdku wznawiającym grę gospodarze rzucili się do ataku. Blisko zdobycia gola był Piotr Ćwielong, ale po jego uderzenie dobrze interweniował Kotorowski.

Minęło jednak sześć minut drugiej połowy i w bramce znów fatalnie zachował się Keleman. Nieporozumienie w szeregach defensywy wykorzystał Rudnevs, który wepchnął piłkę do bramki z kilku metrów. Kolejorz znów wyszedł na prowadzenie. - W ogóle nie dotknąłem piłki. Tam był kontakt Celebana z piłką - tłumaczył po meczu golkiper Śląska. Pytanie jednak, czy napastnik Lecha nie był na spalonym... W 55. minucie powinno być 2:2. W polu karnym mistrzów Polski doszło do ogromnego zamieszanie. Ostatecznie z kilku metrów strzelał Krzysztof Wołczek, a uderzenie obrońcy Śląska jakimś cudem obronił golkiper Lecha.

W kolejnych fragmentach tempo meczu opadło, a na boisku nie działo się nic ciekawego. W 64. minucie po oskrzydlającej akcji Rudvens oddał techniczny strzał, ale tym razem Kelemen rywalizujący o tytuł najgorszego aktora spotkania z sędzią Adamem Lyczmańskim bez problemów złapał piłkę.

Wrocławianie cały czas starali się doprowadzić do remisu. W 70. minucie Marek Gancarczyk zdecydował się na strzał z dystansu i pomylił się minimalnie. Ostatecznie do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie. Czy porażka gospodarzy oznacza rychły koniec Ryszarda Tarasiewicza jako trenera Śląska? - Nie to, że się uchylam odpowiedzi na to pytanie, ale uważam, że żaden na trener nie może odpowiedzieć na pytanie czy należy go zwolnić - mówił na pomeczowej konferencji prasowej sam trener.

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1:2 (1:1)
0:1 - Peszko 24'
1:1 - Diaz44'
1:2 - Rudvens 51'

Składy:

Śląsk Wrocław:
Kelemen - Celeban, Fojut, Spahić, Wołczek, Ćwielong (70' Madej), Kaźmierczak, Mila, Sobota (69' Gancarczyk), Diaz, Szewczuk (82' Gikiewicz).

Lech Poznań: Kotorowski - Henriquez, Arboleda, Wojtkowiak, Kikut, Djurdjević, Injac (85' Drygas), Kriwiec, Peszko (78' Wilk), Stilić, Rudnevs (72' Wichniarek).

Żółte kartki: Mila (Śląsk) oraz Kotorowski, Kikut, Drygas (Lech).

Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz).

Widzów: 8500.

Oceny drużyn:

Śląsk Wrocław: 3,0 - Jaką ocenę można dać drużynie, która przegrała trzeci mecz z rzędu? Wrocławianie może nie grali źle, ale na Lecha było to zbyt mało. Śląsk ponadto nie stworzył zbyt wielu okazji strzeleckich.

Lech Poznań: 3,5 - Szału nie było. Liczą się jednak trzy punkty. Lechici wykorzystali momenty słabości Śląska Wrocław i zgarnęli komplet oczek. Piękne trafienie zaliczył Sławomir Peszko.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×