Z całych sił powalczymy na obu frontach - rozmowa z Krzysztofem Kotorowski, bramkarzem Lecha Poznań

Krzysztof Kotorowski pierwsze cztery kolejki nowego sezonu ligowego obejrzał z ławki rezerwowych poznańskiego Lecha. We Wrocławiu stanął już jednak między słupkami, bo kontuzji nabawił się Jasmin Burić. Doświadczony golkiper nie zawiódł i przez całe spotkanie prezentował dobrą dyspozycję. - Grałem w czterech meczach pucharowych, więc czułem się jakbym normalnie grał kolejkę ligową - stwierdził po zakończeniu wygranego 2:1 pojedynku w udzielonym portalowi SportoweFakty.pl wywiadzie.

Mateusz Dębowicz: Lech wygrał, ale dopiero o drugiej połowie można powiedzieć, że w niej dominował.

Krzysztof Kotorowski: Lech był dzisiaj drużyną lepszą, lepiej operującą piłką. Takie jest moje zdanie, ale może ktoś inaczej na to patrzy, więc nie chcę przesądzać. Osobiście uważam jednak, że nasze jednobramkowe zwycięstwo było zasłużone. Grę oceniałbym ostrożnie, bo wielu chłopaków długo nie było w klubie, bo występowali w reprezentacjach. Do czasu ich powrotu trenowaliśmy w mniejszym gronie, a np. Luis Henriquez przyleciał dopiero w piątek rano. To na pewno ma jakieś konsekwencje, ale udało nam się wygrać ważny mecz i pełni optymizmu jedziemy do Turynu.

Braki kadrowe to jednak stałe problemy Lecha. Wrócili Bosacki i Gancarczyk, a wypadli Kiełb, Bandrowski i Buric.

- Tak, ale myślę, że trener ma tą grupę 18, 19 piłkarzy, którzy mogą godnie zastąpić niedysponowanego zawodnika. Kadrę meczową moim zdaniem Lech ma bardzo silną.

Dla pana mecz ze Śląskiem był pierwszym w lidze w tym sezonie.

- Obyło się bez wrażeń. Grałem w czterech meczach pucharowych, więc czułem się jakbym normalnie grał kolejkę ligową. Nie miałem żadnych problemów z wejściem do gry.

Mimo siedzenia na ławce nie ma pan problemów z utrzymaniem dobrej formy.

- Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Trenuje normalnie, dobrze się czuje i chyba tyle.

Przy karnym przypomniał się panu mecz z Interem Baku?

- Nie myślałem o tamtym spotkaniu. Patrzyłem na zawodników Śląska i myślę, że chyba ktoś inny był wyznaczony do strzelania. Długo dyskutowali, a Diaz ostatecznie wziął piłkę. Myślałem, że strzeli w drugi róg. Uderzył jednak bardzo dobrze.

W czwartek rywal będzie jednak z zupełnie innej półki. Odczuwa pan jakikolwiek stres?

- Nie, bo po to właśnie się trenuje. Po latach pracy na taki mecz czeka się z utęsknieniem. Nie każdy piłkarz z polskiej ligi może zagrać z taką drużyną, a nam będzie to dane. Zostało jeszcze kilka dni, więc jeszcze tak się o tym nie myśli. Jeżeli wyjdę na boisko w Turynie to będę robił swoje. Będę się starał rozegrać dobre spotkanie i sprawić, by Lech nie stracił bramki.

Patrząc na nazwy rywali można się zastanawiać czy macie szanse w tej grupie.

- Rywale rzeczywiście są bardzo trudni. Jednak dwa lata temu byliśmy w podobnej sytuacji, a wyszliśmy z grupy, co dobrze pamiętam. No, może było trochę łatwiej, bo awansowały 3, a nie 2 drużyny. Na pewno będzie bardzo ciężko. Takie mecze wywołują jednak dodatkową adrenalinę. Oby wywołał ją u nas i daj Boże powalczymy o trzy punkty.

Przed wami także kilka trudnych spotkań w lidze, w tym prestiżowy pojedynek z Legią.

- Ten mecz był dlatego taki ważny, bo był nam potrzebny i pod kątem Juventusu i ligowej tabeli. Nie ma co ukrywać, że Jagiellonia ma tych punktów już 13 i przy dzisiejszym remisie, bo porażki nie braliśmy pod uwagę, zrobiłoby się nieciekawie. Mamy ciężkie mecze w Lidze Europejskiej, ale to nas nie zwalnia od tego, żeby gromadzić kolejne punkty w ekstraklasie. Jesteśmy przecież mistrzem Polski i z całych sił będziemy walczyć na dwóch frontach.

Źródło artykułu: