Spotkanie co najwyżej na 2
Pojedynek Stali z Resovią nie stał na najwyższym poziomie. Zupełnie inaczej ten pojedynek ocenił trener Pasów, dla którego był to wysoki drugoligowy poziom. Z tym stwierdzeniem w zupełności nie zgadzają się piłkarze Stalówki. - Ciężko mi ocenić ten mecz. Kibic zapewne wystawiłby co najwyżej 2 w skali ocen 1-5. Nie zgodzę się natomiast z trenerem Resovii, że to był dobry drugoligowy poziom. Goście zagrali bardzo mądrze taktycznie i trzeba im to przyznać. Nie był to na pewno wysoki poziom. Podejrzewam, że gdybyśmy nie strzelili sobie sami gola, to kibice i tak by gwizdali, ale mecz zakończyłby się remisem 0:0. Dopadła nas jakaś niemoc i po prostu nic nam się nie udawało - powiedział po zawodach w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl pomocnik Stali Daniel Radawiec.
Derbowy paraliż?
Stalowcy nie pokazali się w tej konfrontacji z dobrzej strony. - Nie graliśmy zarówno w pierwszej jak i w drugiej połowie. Przyszedł po prostu taki mecz, w który nie potrafiliśmy sobie stworzyć sytuacji bramkowych. Chociaż może z 1-2 sytuacje mięliśmy, jak chociażby okazja Piotrka Gilara. To nie było jednak to. Wcześniej potrafiliśmy sobie stworzyć coś klarownego. Za dużo niedokładności było w naszych poczynaniach - stwierdził Radawiec.
Być może przyczyną słabszej postawy niektórych z zawodników ze Stalowej Woli była presja i brak gry w derbowej potyczce. Dla rutyniarzy takie mecze to nie nowość, ale dla piłkarzy młodego pokolenia już tak. - Już grałem derby z Resovią będąc zawodnikiem Stali Rzeszów. Wtedy było jeszcze większe ciśnienie. Tych graczy, którzy jeszcze nie grali w takim spotkaniu trzeba osobiście pytać, jak oni podeszli do tej potyczki. My jako całość nie wyglądaliśmy, tak jak powinniśmy. Trzeba się zastanowić, co było tego przyczyną. Gdyby odstawał jeden, to można by było coś z tym zrobić. Nie byliśmy sobą i nie dało się nic z tym zrobić - dodał Radawiec.
Stalowcy przez ostatnie dwa tygodnie trenowali, ale i rozegrali mecz kontrolny z A-klasowym Hetmanem Zamość. Przykra porażka być może była także przyczyną słabszego występu w sobotniej konfrontacji. - Sparing był w mieszanym składzie, ale nie da się ukryć, że zawiedliśmy. Nie wolno tak grać, jak to miało miejsce w tej potyczce z Hetmanem. Nie zagraliśmy chyba jednak z taką świadomością jak wcześniej - kontynuuje ofensywnie usposobiony gracz z hutniczego miasta.
Kibice sukcesu?
Podczas sobotniego meczu z trybun stadionu przy ulicy Hutniczej co jakiś czas można było usłyszeć różne obelgi i nieprzyjemne hasła pod adresem piłkarzy ze Stalowej Woli. Co prawda to były tylko pojedyncze przypadki, gdyż większość fanów bawiła się znakomicie, ale to nie pomagało zawodnikom Stali, którzy zdawali sobie sprawę z nie najlepszej dyspozycji. - Nie są sympatyczne takie wyzwiska. Kibicem się jest a nie bywa. Takie hasło kiedyś widniało tutaj na trybunach. Każdemu zdarza się słabszy mecz. Nie zapominajmy, że to nowa drużyna, która się cały czas buduje. W zimie zapewne będzie jakieś uzupełnienie składu i dłuższa ławka. Na pewno doszły już trudy sezonu. Resovia o to jedno tempo była szybsza, wyprzedzała nas i zagrali mądrzej taktycznie. Grali praktycznie to co my zawsze, a ta bramka do szatni jeszcze bardziej im pomogła w realizacji zadań. Co do tych okrzyków. To co ja mam zrobić? Schować się, poprosić o zmianę? Starałem się walczyć i grać swoje. Wiem, że nie wychodziło. To podcina skrzydła. Są kibice jak i karierowicze. Ci drudzy to ludzie, którzy piją piwko i przychodzą na mecze, kiedy są wyniki. Kiedy się nie udaje, kiedy przegrywamy to są śmiechy i obrażanie - zakończył Daniel Radawiec.