Marcin Frączak: Pana Lechia, po dwóch kolejnych porażkach, 2:5 z Wisłą i 0:1 z Koroną pokonała w Warszawie 2:1 Polonię. Jak pan ocenia to spotkanie?
Hubert Wołąkiewicz : Wydaje mi się, że był to atrakcyjny mecz dla kibiców. Było w nim dużo walki, a także bramkowych sytuacji. Cieszymy się bardzo z tych trzech punktów, zdobytych na gorącym terenie. 13 listopada gramy na wyjeździe z Lechem i zwycięstwo z Polonią w perspektywie wyjazdu do Poznania podbuduje zespół. Ta wygrana przyszła w dobrym momencie. Po dwóch kolejnych przegranych, z Wisłą i z Koroną, potrzebowaliśmy zwycięstwa.
Lechia zwyciężyła w Warszawie Polonię, a wcześniej również w stolicy, pokonała Legię. Pana zespół ma chyba patent na drużyny z Warszawy!
- Dwa mecze w Warszawie i sześć punktów. Czego chcieć więcej? Może i mamy patent na drużyny ze stolicy. Zobaczymy czy to się potwierdzi na wiosnę. Przewrotnie można powiedzieć, że w Warszawie rządzi Lechia!
Na początku meczu Polonia miała kilka bramkowych okazji, których nie wykorzystała. Zwycięstwo Lechii zasłużone, czy trochę szczęśliwe?
- Polonia miała okazje, ale Lechia też nie wykorzystała wszystkich. Na pewno Polonia bardzo groźnie kontrowała. Po przerwie strzeliła nam gola, na szczęście potrafiliśmy na niego odpowiedzieć.
Druga połowa była chyba trochę lepsza w wykonaniu Lechii? Po strzeleniu gola z karnego Lechia w drugiej części bardzo pewnie rozgrywała piłkę!
- Ten gol dodał nam wiary w siebie. Było to widać aż nadto. Kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku po objęciu prowadzenia 2:1. Znacznie bliżej było wyniku 3:1 niż remisu 2:2.
W składzie Polonii zabrakło kontuzjowanych, Euzebiusza Smolarka i Radka Mynara. Jak duży to miało wpływ na grę Lechii? Brak tych dwóch zawodników bardzo ułatwił Lechii zwycięstwo?
- Trudno powiedzieć. Na pewno każdy z zawodników Polonii jest w stanie strzelić gola. Tych dwóch piłkarzy zabrakło w szeregach gospodarzy, ale to są sprawy Polonii. My po raz kolejny potwierdziliśmy, że potrafimy wygrywać w Warszawie.
Jak była taktyka na mecz z Polonią?
- Trener jak zwykle ustawił nas ofensywnie. Chcieliśmy na zero zagrać z tyłu. Nie udało się to, bo straciliśmy gola, ale na szczęście sami strzeliliśmy dwa. Gra do przodu coraz bardziej nam się układa. Mamy kilku zawodników z przodu, którzy są w stanie z piłką zrobić coś fajnego. Z tego trzeba się cieszyć.
Lechia zajmuje wysokie, czwarte miejsce w tabeli, co dla wielu stanowi zaskoczenie. Pana koledzy na początku ligi nie raz mówili, że zespół prezentuje się dobrze, a nie przekłada się to w mediach. Czy odczuł pan zmianę?
- Na początku rzeczywiście tak było, ale z każdym kolejnym wygranym meczem zainteresowanie zespołem jest większe. Wiele osób na początku bardziej zastanawiało się, dlaczego dana drużyna przegrała z Lechią. Na drugi plan schodziło to, że my wygraliśmy. To się jednak zmieniło. Coraz więcej osób dostrzega naszą dobrą grę, w telewizji Lechia gości też coraz częściej. Nasze mecze są coraz chętniej pokazywane.
Przed Lechią teraz mecz z Lechem. Jest on co prawda niżej w tabeli od Polonii Warszawa, ale wydaje się, że teoretycznie będzie to bardziej wymagający przeciwnik!
- Na pewno tak. Lech zaczyna sobie wyrabiać markę na europejskich boiskach, ale ja liczę na to, że Polonia, którą pokonaliśmy, zmęczy zespół z Poznania w środę. Polonia też potrzebuje punktów, więc w zaległym meczu z Lechem będzie pewnie mocno walczyła, zwłaszcza, że z nami straciła komplet punktów.
Dostał pan powołanie na październikowe, towarzyskie mecze z USA i Ekwadorem. Jak pan ocenia swoje szanse na kolejne?
- Apetyt rośnie w miarę jedzenie. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie marzę o kolejnych. Mam nadzieję, że w oczach selekcjonera wykorzystałem szansę.
Na jakiej pozycji chciałby pan grać w kadrze? W meczu z Ekwadorem był pan defensywnym pomocnikiem, a w Lechii jest pan obrońcą!
- O tym oczywiście zadecyduje trener. Dla mnie najważniejsze jest to, aby być w kadrze. Chciałbym tylko, abym mógł grać na konkretnej pozycji.
Obawia się pan przerzucania z jednej pozycji na drugą?
- Na pewno chciałbym czegoś takiego uniknąć.