Remis na pewno nie zadowolił gospodarzy, którzy po efektownym trafieniu Emila Drozdowicza prowadzili przez większość meczu. Jedno oczko to może niewiele, lecz w ostatecznym rozrachunku może okazać się kluczowe. - Szkoda, że ten punkt zdobyliśmy w takich okolicznościach. Chyba pięć minut przed końcem straciliśmy bramkę. Boli, ale tak samo dobry mecz zagraliśmy w Łęcznej i nie przywieźliśmy żadnego punktu. W naszej sytuacji szanujmy to, co zdobyliśmy. Myślę, że po meczu mogliśmy z boiska schodzić z głowami do góry - mówił Łukasz Ganowicz
Strata bramki w ostatnich minutach meczu mogła być skutkiem zbyt głębokiego cofnięcia się całego zespołu do defensywy. Podświadome bronienie dostępu do własnej bramki nie przyniosło jednak rezultatów. - Do tego zmusiła nas taktyka przeciwnika. Trener Podbeskidzia wpuścił nowych piłkarzy i zagrał na trzech napastników. Zagrali naprawdę ofensywnie. Mogliśmy to wykorzystać, bo wychodziliśmy z trzema kontrami - skomentował obrońca GKP.
Ganowicz mecz przeciwko byłemu klubowi może zaliczyć do udanych. Filar gorzowskiej defensywy nie pozwolił na zbyt wiele napastnikom rywali, prezentując wysoką formę i sporo skutecznych interwencji. - Kartonika tym razem nie było, to rzadkość. Szkoda, że runda się kończy. Wiadomo w jakich okolicznościach tutaj przyszedłem. Nie grałem czterech pierwszych kolejek. W końcówce ta forma przyszła. Szkoda, że dopiero teraz, bo myślę, że kolejne mecze byłyby jeszcze lepsze - powiedział gorzowski stoper.
Piłkarzom GKP Gorzów pozostał już tylko jeden mecz do rozegrania. Kto wie czy nie będzie to ostatni mecz w I lidze. Jak swoją przyszłość widzi Ganowicz? - Urlop ze świeżo urodzoną córeczką, synkiem i żoną, a w grudniu będę myślał co dalej. Nie wiem czy zostanę w Gorzowie, czy może wrócę do Bielska. Są jakieś propozycje z innych klubów. Pomyślimy później - dodał Ganowicz.