O ile ciężko mówić o sensacji, o tyle zwycięstwo Górnika nad Koroną Kielce można zaliczyć do grona niespodzianek 14. kolejki piłkarskiej ekstraklasy. Wszak na boisku potykał się beniaminek z wiceliderem tabeli. - Bardzo chcieliśmy ten mecz wygrać i myślę, że ambicji w tym spotkaniu nie można nam odmówić - powiedział po końcowym gwizdku sędziego Paweł Golański.
- Górnik nie jest słabą drużyną, szczególnie u siebie jest rywalem ciężkim do przejścia. Był to mecz walki, zabrzanie strzelili bramkę więcej od nas i musimy zejść z boiska ze spuszczonymi głowami - dodał defensor Korony.
Zawodnicy złocisto-krwistych po meczu pluli sobie w brodę szczególnie z powodu straconej w kuriozalnych okolicznościach pierwszej bramki. - Byliśmy uczuleni, że Górnik jest groźny po stałych fragmentach gry, a mimo to bramka padła przez nasze gapiostwo właśnie po stałym fragmencie. Nie powinniśmy w taki sposób dać się ogrywać we własnym polu karnym, bo z jednej bramki straty często dochodzą kolejne i niezwykle ciężko to odrobić - przyznał lider kieleckiej drużyny.
- Każda porażka jest wstydliwa, ta w Zabrzu również. Przyjechaliśmy jako wicelider na mecz z beniaminkiem i chcieliśmy zdobyć trzy punkty, ale na założeniach przedmeczowych się skończyło. Nie ma się co załamywać, bo czas biegnie dalej. Musimy teraz jak najszybciej się podnieść i podjąć rękawicę w meczu z Lechem, bo punkty są nam bardzo potrzebne - przekonuje były gracz Steauy Bukareszt.
Chociaż z Zabrza podopieczni Marcina Sasala wyjechali bez punktów udało im się utrzymać miejsce na podium ligowej tabeli, co na dwie kolejki przed końcem jesiennych zmagań kielczanie dobiegającą końca rundę mogą zaliczyć do udanych. - Poczekajmy z ocenami. Zostały nam do rozegrania jeszcze dwie kolejki i dopiero po tych meczach będziemy mogli powiedzieć, jaka ta runda dla nas była. Mecze z Lechem i Zagłębiem będą dla nas próbą charakteru - zapowiada 28-letni zawodnik Korony.