Symbolem krótkowzroczności działaczy klubowych i braku wizji przyszłości zespołu jest przykład Polonii Warszawa, która w sezonie 99/00 podbiła serca wszystkich kibiców piłkarskich zdobywając, absolutnie zasłużenie, tytuł mistrza kraju. "Czarne koszule" pod wodzą Dariusza Wdowczyka, z takimi gwiazdami jak: Tomasz Wieszczycki, Arkadiusz Kaliszan czy Emmanuel Olisadebe wiodły całkowity prym w naszej ekstraklasie. Kolejny sezon to jednak mniejsza dominacja stołecznej drużyn, która w lidze zajęła czwarte miejsce.
Jednak im dalej w przyszłość, tym odcień Polonii stawał się coraz bardziej wyblakły. Drużyna z ulicy Konwiktorskiej zaczęła grać słabo, zajmując miejsca w środku tabeli. Ideał sięgnął bruku, kiedy to w 2005 roku, warszawiacy z ostatniego miejsca w tabeli spadli do drugiej ligi.
Jeszcze drastyczniej sprawa wyglądała w Łódzkim Klubie Sportowym. ŁKS, po wyśmienitym sezonie 97/98, stał się królem naszej ligi. Łodzianie nadali nowy styl gry w naszej ekstraklasie. Piłkarze grający wówczas w Łodzi, wydawali się tymi, którzy mogą powalczyć z powodzeniem na arenie międzynarodowej. Jednak warunkiem takiego planu miało być pozostanie większości piłkarzy w klubie. Jesienią szeregi "Rycerzy Wiosny" opuściło kilku ważnych zawodników i to wystarczyłoby ŁKS musiał walczyć o byt w pierwszej lidze. Dwa sezony po zdobyciu mistrzowskiego tytułu, drużyna z Łodzi opuściła ligowe szeregi. Jak się później okazało na bardzo długi czas.
Warto także przedstawić historię szczecińskiej Pogoni. Portowcy w sezonie 00/01 wywalczyli wicemistrzostwo kraju, ulegając jedynie znakomitej Wiśle Kraków. Wydawało się, że Pogoń zagości w czołówce ligi na parę dobrych sezonów i bardzo chętnie się tam zadomowi. Okazało się jednak, że wicemistrzowski sezon to pojedynczy wybryk drużyny ze Szczecina. Rok później Pogoń zajęła ostatnie (ósme miejsce) w grupie mistrzowskiej ligi. A propos, najdziwniejszym tworze PZPN historii polskiego futbolu.
Jednak kompletną klęskę Portowcy ponieśli w sezonie 02/03, czyli 2 lata po zdobyciu wicemistrzostwa. Szczecinianie spadli do drugiej ligi, a więc podzielili losy ŁKS sprzed kilku lat. Jednak styl, w jaki to zrobiła, przerasta wszelką wyobraźnie. Pogoń na trzydzieści ligowych kolejek zgromadziła tylko dziewięć punktów, przegrywając 25 spotkań.
Innym przypadkiem jest drużyna GKS Katowice. Ówczesna drużyna ze Śląska, czyli Dospel Katowice zakwalifikował się do Pucharu UEFA. Mogłoby się wydawać, iż jest to początek budowania wielkich drużyny. Jednak ten, kto tak myślał, był w błędzie. Katowice na długo okres zostały wymazane z pierwszoligowej piłkarskiej mapy Polski.
Wszystkie wspomniane wyżej zespoły charakteryzowały się brakiem cierpliwości i konsekwencji przy budowie zespołu. Krótkowzrocznością i brakiem wyobraźni opiewającej wizję przyszłych sezonów. Amatorska polityka finansowa i transferowa zniszczyły te kluby od środka. Czy w ich grono dołączy również GKS?
Po znakomitym, wicemistrzowskim sezonie Bełchatów wrócił na swoje miejsce. Mocarstwowe deklaracje nie znalazły przełożenia w rzeczywistości. 40-milionowy budżet urósł do rangi mitu. - W czerwcu przekonano mnie bym został, gdyż budżet, o którym się mówi od dłuższego czasu będzie rzeczywiście zwiększony. Kogo teraz interesuje, że on jest taki jaki jest, czyli stary... [8 milionów złotych – przyp. Red.] - przynajmniej Orest Lenczyk nie owija w bawełnę tego co dzieje się wokół bełchatowskiej drużyny.
Dziś GKS chce wrócić do ligowej czołówki, jednak nie robi nic w tym kierunku. Mimo zatrudnienia klasowego szkoleniowca, jakim bez wątpienia jest Paweł Janas, w Bełchatowie już od dawna mówi się o odpływie zawodników z górniczego miasta. W SV Ried zakotwiczył już król destrukcji w środku pola – Paweł Strąk. Na 99 proc. szeregi GKS opuści Łukasz Garguła, który chętnie sprawdziłby się w Wiśle Kraków, bądź za granicą. Tomasz Wróbel i Tomasz Jarzębowski to piłkarze, którzy nie znajdują już motywacji do gry w 60-tysięcznym mieście, gdzie nie można liczyć na większy doping kibiców. Oboje widzieliby się grających w barwach warszawskiej Legii. Wciąż nieznana jest także przyszłość klubowa Dariusza Pietrasiaka, Dawida Nowaka i Patryka Rachwała. Czy zatem pozbywając się kluczowych zawodników można zdobywać największe laury?
Na domiar złego GKS nie planuje spektakularnych nabytków. Z wypożyczenia wrócili: Bartłomiej Chwalibogowski, Rafał Misztal i Piotr Klepczarek. Lada dzień w Bełchatowie mają się również pojawić Peruwiańczycy Alexandre Sanchez i Joel Herrera. Oprócz nich w Bełchatowie testowani są obrońcy: Michał Szałek i David Topolski. Pierwszy z nich ma 19 lat i do tej pory reprezentował barwy III-ligowego KP Police. O 5 lat starszy Topolski to zawodnik Tura Turek. Ma on za sobą krótkie epizody w Lechu Poznań i Górniku Łęczna.
GKS pragnie także wzmocnić siłę ataku. W tym celu do Bełchatowa wezwani zostali Sebastian Janusiński (20 lat, Nadnarwianka Pułtusk – III liga), Mateusz Kyzioł (KS Częstochowa) oraz Dawid Kwiatkowski (21 lat, Kujawiak Włocławek). Do drużyny objetej przez Pawła Janasa przymierzany jest także Adam Pietras, pomocnik IV-ligowego Gryfa Słupsk, oraz wychowankowie GKS, którzy wcześniej zdobywali szlify w drużynie Młodej Ekstraklasy. Są to: Marcin Błaszczyk, Michał Bednarski, Mateusz Stąporski i Dominik Dwornik. Czy jednak młody zaciąg GKS będzie w stanie sprostać oczekiwaniom obserwatorów a przede wszystkim kibiców górniczej jedenastki?
Konrad Mazur