Żadna z drużyn nie chciała przegrać - echa meczu w Bełchatowie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mecz GKS-u Bełchatów z Jagiellonią Białystok zakończył się bezbramkowym remisem. Pojedynek nie był przepełniony ani emocjami, ani bramkowymi sytuacjami. Mimo tego obie drużyny miały dobre okazje do tego, aby sobotni pojedynek rozstrzygnąć na swoją korzyść.

- Jagiellonia to jest bardzo dobry zespół. Przyjechali i zagrali niezły mecz. Zawiesili nam wysoko tą poprzeczkę, Myślę, że z przebiegu meczu był to sprawiedliwy wynik - mówił po remisie z Jagiellonią Szymon Sawala, któremu wtórował inny piłkarz GKS Marcin Żewłakow. - Na pewno nie będziemy pluć na ten jeden punkt. Natomiast trzeba być trochę bardziej łapczywym na punkty, zwłaszcza kiedy są ku temu sytuacje. Sam jedną zmarnowałem - powiedział doświadczony napastnik.

Obie drużyny nie zagrały fenomenalnie, ich gra nie powalała na kolana. Dużo było niedokładnych podań, fauli w środku boiska. - Żadna drużyna nie chciała przegrać meczu. Początki zazwyczaj takie są, że bardziej gra się po to, żeby nie popełniać błędów, a nie po to, żeby to ślicznie wyglądało i cieszyło oczy wszystkich kibiców. Było to wszystko podszyte lekką bojaźliwością, ale tylko i wyłącznie ze względu na troskę o punkty - stwierdził napastnik GKS.

Po raz kolejny drużyna Macieja Bartoszka kończyła mecz w "dziesiątkę". Tak jak przed tygodniem w Bytomiu tak teraz w meczu z Jagiellonią czerwoną kartkę dostał defensywny pomocnik. Pauzującego za zbyt dużą ilość kartek Łukasza Bociana zastąpił Szymon Sawala, który obejrzał czerwony kartonik w 86. minucie. - Jakieś fatum ciąży na tej pozycji. Nie uważam, że słusznie dostałem tą czerwoną kartkę. Owszem, pierwsza żółta kartka mi się należała, ale ta druga to lekka przesada. Nie wiem, dlaczego sędzia podjął taką decyzję - mówił rozżalony pomocnik.

W drugim kolejnym meczu podopieczni Bartoszka grali długimi podaniami na Dawida Nowaka, który sam niewiele zdziałał w starciach z rosłymi stoperami gości. Po wejściu na boisko drugiego napastnika gra bełchatowian trochę się poprawiła, ale nie zdołali oni zmienić końcowego wyniku. - Wygląda to tak, że atakujemy za małą ilością zawodników. W Jagiellonii często do gry włączali się boczni obrońcy, defensywni pomocnicy i stwarzali przewagę. U nas ta gra opierała się przede wszystkim na zawodnikach ofensywnych. Czasem trzech, czasem czterech - dodał na zakończenie "Dawidek".

Źródło artykułu: