Mistrzowie Polski nie tracą wiary w obronę tytułu / Koniec serii Kotorowskiego

Przegrywając w meczu 18. kolejki ekstraklasy 0:1 na wyjeździe z Cracovią Lech Poznań zaprzepaścił szanse na dołączenie do czołówki ekstraklasy. Mimo to piłkarze mistrza Polski nie tracą nadziei na obronę mistrzowskiego tytułu.

Ewentualne zwycięstwo przy Kałuży 1 dawałoby Kolejorzowi bliski kontakt z pierwszą trójką ligi i utrzymanie ośmiopunktowej straty do lidera tabeli, Wisły Kraków. Teraz do miejsca premiowanego awansem do europejskich pucharów tracą sześć "oczek", a Biała Gwiazda ma nad nimi przewagę 11 punktów.

Przez dużą część niedzielnego spotkania lechici byli stroną przeważającą, ale nie potrafili tego udokumentować golem. - Zabrakło i szczęścia, i skuteczności. Mieliśmy swoje sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy. Wydaje mi się, że to było głównym czynnikiem, który zaważył na wyniku meczu - komentuje Marcin Kikut. - Mieliśmy taki moment dużej przewagi, kiedy stworzyliśmy sobie dużo okazji podbramkowych i którąś z nich powinniśmy wykorzystać. Wtedy losy meczu potoczyłoby się inaczej, a po stracie bramki nie udało nam się już tego odrobić - dodaje.

To rykoszet właśnie od nogi "Kikiego" po strzale Mateusza Klicha sprawił, że piłka poszybowała wysokim lobem nad wysuniętym przed linię bramkową Krzysztofem Kotorowskim i wpadła do siatki Lecha, zatrzymując tym samym serię golkipera Kolejorza bez straconej bramki w lidze na 541 minutach. Przed meczem w Krakowie Kotorowski mówił: - Myślę, że niepotrzebnie zrobiło się głośno o mojej serii. Po meczu z Cracovią zakończenie tej passy nie było więc dla bramkarza Lecha wielkim wydarzeniem. "Kotor" skoncentrował się na celach drużynowych: - Jeszcze wiele spotkań do końca sezonu, więc spokojnie - mistrzostwa jeszcze nam nikt nie zgarnął. Nie ma co ukrywać, że walczymy na dwóch frontach: o mistrzostwo Polski i Puchar Polski, który jest najkrótszą drogą do Europy.

Lechici żałują zaprzepaszczonej szansy, ale nie składają broni: - Taka jest kolej rzeczy - jeśli się przegrywa, to nie idzie się w górę tabeli. Przed spotkaniem mieliśmy dobrą sytuację ku temu, ale nie udało się. Gramy jednak dalej, jest jeszcze wiele spotkań przed nami.

Podobne deklaracje składa Bartosz Ślusarski, który przez ostatnie dwa lata grał dla Cracovii i w niedzielę został ciepło przyjęty przez krakowską publiczność. - Nie myślę o tym, że mistrzostwo się oddala. Myślę o kolejnym, najbliższym meczu. Była szansa na zbliżenie się do czołówki, ale jej nie wykorzystaliśmy. Zabrakło nam skuteczności, bo mieliśmy kilka sytuacji. W drugiej połowie ja nie trafiłem dobrze w piłkę. W innej sytuacji za słabo uderzył Rudnevs. W pierwszej połowie również mieliśmy kilka strzałów, ale znów niezawodny okazał się Kaczmarek. Ma swój czas - mówi "Ślusarz" i dodaje: - Miło mi się zrobiło, kiedy kibice skandowali moje nazwisko. Podniosłem rękę i podziękowałem im – to był bardzo fajny gest. Tylko tyle zrobiłem, ponieważ to jest mecz i przegrywaliśmy, zatem musieliśmy myśleć tylko i wyłącznie o tym, żeby odrobić straty. Usłyszałem to jednak i dziękuję.

Źródło artykułu: