Więzadła Smolińskiego całe

Spory strach padł na sztab szkoleniowy i kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego podczas piątkowego spotkania tego zespołu z Dolcanem Ząbki. Kontuzji doznał wtedy Marcin Smoliński, a pierwsze diagnozy podejrzewały poważny uraz.

Pomocnik ŁKS-u piątkowego meczu nie mógł zaliczyć do udanych. Marcin Smoliński dopiero trzeci raz w tym sezonie nie znalazł się w wyjściowej jedenastce (z czego raz pauzował za kartki), a na boisku pojawił się po przerwie. Zaledwie 4 minuty później znalazł się przed szansą zdobycia gola, gdyż podszedł do wykonania rzutu karnego. Jego strzał obronił jednak Rafał Leszczyński, a piłka po dobitce trafiła w słupek.

Nie to było jednak tego dnia największym pechem "Smoły". Gracz ŁKS-u po 25 minutach musiał opuścić boisko z powodu kontuzji kolana. Gdy schodził do szatni z nogą obłożoną lodem, nie miał zbyt tęgiej miny, a pierwsze diagnozy klubowych lekarzy, podejrzewały nawet naderwanie lub zerwanie więzadeł, co wyłączyłoby Smolińskiego z gry do końca sezonu. To z kolei mocno skomplikowałoby sytuację kadrową, walczącego o awans do ekstraklasy, ŁKS-u.

- Nie wiadomo jeszcze, co się stało Marcinowi, trzeba zrobić rezonans. Na dwoje babka wróżyła - tonował niepokój po meczu trener Andrzej Pyrdoł.

Szkoleniowiec miał rację, bo wyniki badań, które dotarły do klubu we wtorek, są dla Smolińskiego bardzo optymistyczne.

- Nie ma na szczęście poważnego urazu. Więzadła krzyżowe i poboczne, o które się martwiliśmy, są całe. Ból był spowodowany naciągnięciem małych więzadeł w okolicach rzepki, a to nie jest niepokojące. Jak tylko ból ustąpi, nie ma przeciwwskazań, aby Marcin mógł wrócić do treningów - powiedział masażysta ŁKS-u Paweł Baryła.

Smoliński prawdopodobnie opuści mecz w Wodzisławiu Śląskim z Piastem, do którego pozostały tylko 3 dni, ale jeszcze w tym tygodniu powinien wznowić treningi.

Komentarze (0)