Wrocławianie w ostatnich miesiącach spisują się bardzo dobrze. Gdy Orest Lenczyk przejął drużynę, od razu przeszła ona metamorfozę. Zaczęła regularnie zdobywać punkty i nie przegrała od trzynastu spotkań, choć wielu przypuszczało, że mecz z Lechem Poznań zakończy tą passę. Ostatecznie padł remis 2:2. - Jesteśmy zadowoleni z tego spotkania, wyniku oraz trwającej passy. Zawodnikom należą się gratulacje, bo włożyli w ten mecz dużo zdrowia i serca. Druga połowa pokazała, że dobra atmosfera, charakter i serce doprowadzają nas do coraz lepszych wyników - mówi Sebastian Mila.
Postawa Śląska jest tym bardziej godna pochwały, że potrafi on podnieść się nawet gdy przegrywa z teoretycznie silniejszymi rywalami. Tak było m.in. w meczach z Legią Warszawa czy właśnie Lechem. - Wiele zespołów, gdy przegrywa, to się poddaje. My mamy do siebie pełne zaufanie, wiemy, że możemy na siebie liczyć i w kolejnych meczach będzie podobnie - dodaje pomocnik wrocławian.
Mila był jednym z bohaterów Śląska podczas meczu z Kolejorzem. Nie tylko zdobył bramkę z rzutu karnego, ale również przez cały mecz grał bardzo dobrze. Wcześniej rzuty karne wykonywał Przemysław Kaźmierczak, lecz tym razem do piłki podszedł Mila. - Obaj jesteśmy wyznaczeni do wykonywania rzutów karnych. Podjąłem decyzję, że dobrze się czuję i będę uderzać. "Kaz" klepnął mnie na szczęście i udało się trafić. Jeśli w następnych meczach on będzie czuł się dobrze, to będzie strzelał - opowiada Mila.
Teraz przed Śląskiem seria trzech meczów pod rząd na własnym boisku. Podopieczni Oresta Lenczyka mają więc sporą szansę na kontynuowanie swojej passy. - Uważam, że będą to dla nas cięższe spotkania niż na Lechu czy na Legii. Wbrew pozorom mecze u siebie nie zawsze są tak łatwe jakby mogło się wydawać. Zdajemy sobie jednak sprawę, że będziemy mieli atut w postaci własnego boiska i kibiców - kontynuuje Mila, który nie chciał się wypowiadać na temat walki o europejskie puchary. - To jest strasznie daleka droga - zakończył.