Czerwona kartka natchnęła gospodarzy - relacja z meczu Polonia Warszawa - Lech Poznań

Jacek Zieliński staje się mesjaszem Konwiktorskiej. Polonia pod jego wodzą wygrała drugi mecz z rzędu, w ciągu dwóch kolejek zdobyła więcej punktów, aniżeli w dziewięciu poprzednich meczach i miast oglądać się za siebie, może już niebawem zacząć zerkać w kierunku ligowego podium.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Grę obu drużyn z trybun obserwowali przedstawiciele kilkunastu europejskich klubów, na czele z FC Koeln, Ajaksem Amsterdam i Chievo Werona. Zagranicznych gości przywitały w stolicy deszcz i porywisty wiatr, sami piłkarze też skautów specjalnie nie rozgrzali. Piłkarze Lecha i Polonii zafundowali kibicom przy Konwiktorskiej mecz dobry i żywy, klarownych sytuacji podbramkowych i okazji do podniesienia się z krzesełka - szczególnie w pierwszej połowie - było jednak jak na lekarstwo. Nie zaskoczył też żaden z trenerów: w zespole stołecznym kontuzjowanego Artura Sobiecha zastąpił Adam Kokoszka, Jose Marii Bakero - zgodnie z zapowiedziami - do gry w wyjściowym składzie desygnował zaś Tomasza Mikołajczaka.

Goście, jak na graczy Kolejorza przystało, do stolicy przyjechali... pociągiem. Na ile owa podróż odbiła się na ich grze, zmierzyć nie sposób, wejścia w mecz zbyt dobrego jednak nie mieli. Już w pierwszej akcji, po wrzutce z rzutu wolnego, sam przed bramką przyjezdnych znalazł się Tomasz Jodłowiec, jego strzał w ostatniej chwili zablokował jednak Bartosz Bosacki. W 6. minucie powinno być 1:0 - piłkę w żenujący sposób dał sobie odebrać aspirujący rzekomo do gry w reprezentacji Polski Manuel Arboleda, sam na sam z Krzysztofem Kotorowskim znalazł się Artur Sobiech, strzelił jednak anemicznie, a przy próbie dobitki wstającego golkipera Kolejorza obił Euzebiusz Smolarek.

Lech próbował się Polonistom odgryźć, przez pewien czas miał nawet optyczną przewagę, prowadził grę, na dogodne okazje nie przekładało się to jednak wcale, a wcale - piłki po uderzeniach bądź to były blokowane przez miejscowych defensorów, bądź leciały obok bramki. W 18. minucie swoją szansę miał grający na środku ataku Bartosz Ślusarski, jego strzał pewnie złapał jednak Sebastian Przyrowski. W środku pola dwoił i troił się Rafał Murawski, na obu skrzydłach szalał Semir Stilić, na zagrożenie pod bramką Przyrowskiego nie miało to jednak większego wpływu. Goście szans szukali przede wszystkim w stałych fragmentach gry, zgodnie zresztą z przedmeczowymi zapowiedziami hiszpańskiego szkoleniowca.

Poloniści grali wysoko i agresywnie, z werwą za czasów Theo Bosa kompletnie nieobecną. Zaangażowaniem zaskoczył przede wszystkim Bruno Coutinho, a na lewym skrzydle dzielnie hasał odstawiony przez Holendera na ławkę rezerwowych Tomasz Brzyski. W 42. minucie to on popisał się świetnym odbiorem piłki i kapitalnym zagraniem do Adriana Mierzejewskiego, reprezentant Polski błyskawicznie odegrał piłkę do wchodzącego Bruno, najbardziej efektowną akcję pierwszej części gry Brazylijczyk zakończył strzałem technicznym, piłka wylądowała jednak w rękach dobrze ustawionego Kotorowskiego.

Druga połowa zaczęła się tak, jak skończyła pierwsza - od ostrej, acz kompletne nieefektywnej wymiany ciosów. Przewagę miał Lech, największym osiągnięciem Kolejorza stała się jednak... czerwona kartka, którą obejrzał Smolarek - byłemu przedstawicielowi drużyny Młodej Ekstraklasy puściły nerwy i po uderzeniu Manuela Arboledy odesłany został do szatni. Kolumbijczyk przez cały mecz prowokował zawodników gospodarzy, kawał meczu spędził chlipiąc i leżąc na murawie po faulach warszawiaków, a gdy w 69. minucie opuszczał boisko, żegnały go gwizdy.

Był to przełomowy moment spotkania, goście kompletnie się pogubili, a osłabiona Polonia odważnie ruszyła do przodu. Efekt przyniosło to w 83. minucie - piłkę z lewej strony wrzucił w pole karne Mierzejewski, przed bramkę zgrał ją Bruno, a Kotorowskiego ekwelibrystycznym strzałem pokonał Sobiech. Goście do samego końca szukali bramki wyrównującej, grając w przewadze - podobnie z resztą, jak przez cały mecz - nie mieli jednak konceptu na skonstruowanie skutecznej akcji ofensywnej. Polonia przerwała tym samym serię trzech meczów bez zwycięstwa na własnym boisku i traci już tylko cztery punkty do... miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach. Od Lecha dzielą ją dwa oczka.

Polonia Warszawa - Lech Poznań 1:0 (0:0)
1:0 - Sobiech 83'

Składy:

Polonia: Przyrowski - Tosik, Kokoszka, Jodłowiec, Brzyski, Trałka, Piątek (70' Andreu), Smolarek, Mierzejewski, Bruno (90+5' Janusz Gancarczyk), Sobiech (90+2' Gołębiewski).

Lech: Kotorowski - Kikut, Bosacki, Arboleda (69' Injac), Henriquez, Djurdjević, Mikołajczak (73' Wilk), Murawski, Kriwiec, Stilić, Ślusarski (78' Ubiparip).

Żółte kartki: Sobiech, Andreu, Tosik (Polonia) oraz Arboleda, Murawski, Stilić, Kikut (Lech).

Czerwone kartki: Smolarek /63' za uderzenie rywala/ (Polonia) oraz Murawski /90+4' za drugą żółtą/ (Lech).

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: 6500.

Oceny drużyn:

Polonia: 3,5. Czarne Koszule pod wodzą Zielińskiego zyskały nową jakość, przeistaczając się w zespół ambitny i agresywny, który o trzy punkty szarpie się do samego końca. Piłkarze Polonii faktycznie podnieśli głowy, z zespołu bije entuzjazmem, a w tabeli stołecznej drużynie bliżej już do europejskich pucharów, aniżeli strefy spadkowej.

Lech: 2,5. Kolejorzowi w Warszawie kompletnie zabrakło konceptu na sforsowanie defensywy gospodarzy. Szarpać próbował Stilić, w środku pola walczył Murawski. Poznaniacy długimi momentami mieli na boisku przewagę optyczną, kompletnie nie przekładało się to jednak na klarowne sytuacje bramkowe.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×