Koronacja odłożona - relacja z meczu Śląsk Wrocław - Wisła Kraków

Piłkarze Śląska Wrocław przerwali passę Wisły Kraków i sprawili, że walka o mistrzostwo Polski nabrała rumieńców. W Wielki Czwartek wrocławianie z liderem ekstraklasy zwyciężyli 2:0.

Artur Długosz
Artur Długosz

Od meczu w Krakowie w rundzie jesiennej rozpoczęła się seria czternastu meczów bez porażki drużyny Oresta Lenczyka. Wtedy szkoleniowiec zielono-biało-czerwonych zdecydował się na mocno defensywne ustawienie, które przyniosło skutek. Ta passa WKS-u została przerwana w ostatniej kolejce przez Koronę Kielce. Tym razem, w Wielki Czwartek 2011 roku, Orest Lenczyk zastosował podobny fortel i przeciwko Białej Gwieździe do gry posłał jedenastkę złożoną głównie z zawodników o skłonnościach defensywnych.

Spotkanie miało wymarzony początek dla wrocławian. Już 120 sekund po rozpoczęciu gry z głębi pola piłkę w pole karne wrzucił Antoni Łukasiewicz. Zupełnie niepilnowany Przemysław Kaźmierczak przejął futbolówkę i uderzył na bramkę. Piłka po nodze Radosława Sobolewskiego wpadła do bramki. Na pewno nie o takim początku myśleli piłkarze lidera ekstraklasy. W pierwszych minutach sytuację na boisku zdecydowanie opanowali gospodarze, którzy stwarzali sobie kolejne okazje. Jednej z nich nie wykorzystał Piotr Ćwielong.

Podopieczni Roberta Maaskanta mogli się odgryźć się w 13. minucie. Wtedy to po ni to strzale, ni dośrodkowaniu Erika Cikosa z ogromnymi problemami na rzut rożny piłkę wybił Marian Kelemen. W kolejnych minutach groźnie było i pod jedną, i pod drugą bramką. Groźniejsze sytuacje wypracowywali sobie jednak gospodarze czwartkowego pojedynku.

Piłkarze próbowali także strzałów z dystansu. Bliscy szczęścia byli Marek Gancarczyk i Tomas Jirsak. Strzał tego ostatniego w ładnym stylu obronił słowacki bramkarz zielono-biało-czerwonych. Wrocławianie przyjmowali ataki Wisły na własnej połowie i potem szukali długiego podania do Marka Gancarczyka. Wiślacy nie potrafili sobie poradzić z takim stylem gry gospodarzy. Co prawda zawodnicy Białej Gwiazdy atakowali, ale brakowało im ostatniego podania. Ostatecznie na przerwę liderzy ekstraklasy zeszli z bagażem jednej bramki.

Od początku drugiej połowy zdecydowanie do ataku ruszyli zawodnicy Białej Gwiazdy. Do remisu piłkarze Maaskanta powinni doprowadzić w 52. minucie, ale zupełnie niepilnowany Andraz Kirm fatalnie spudłował z pięciu metrów. Kolejne minuty upływały, a gra Wisły cały czas przypominała przysłowiowe bicie głową w mur. - Postawiliśmy absolutnie na grę defensywną. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w takim miejscu, że nie możemy pomagać Wiśle pięknie grać i w dodatku jeszcze pomóc zdobyć punkty. Pomyślałem sobie później, że w meczu Barcelony i Realu wielkiego Mourinho stać na wstawienie autobusu do bramki to my wstawimy przegubowiec - komentował po spotkaniu Orest Lenczyk. Gospodarze skupi się na obronie i rzadko wyprowadzali akcje ofensywne.

Po godzinie meczu Orest Lenczyk zdecydował się na zmianę ustawienia i do gry wprowadził Łukasza Gikiewicza, który wszedł w miejsce Armira Spahicia. Nie trzeba było długo czekać na jej efekty. W 64. minucie, a więc 4 minuty po wejściu Gikiewicza na plac gry wrocławianie wyprowadzili perfekcyjną kontrę. Mila podał na skrzydło do Marka Gancarczyka, ten już w polu karnym odegrał do Łukasza Gikiewicza, który tylko dostawił nogę i wpakował piłkę do bramki. Był to pierwszy gol tego napastnika od meczu z Koroną Kielce jeszcze z poprzedniej rundy.

Chwilę później gospodarze mogli już prowadzić 3:0, ale kolejnej sytuacji w meczu nie wykorzystał Ćwielong. Tym razem w sytuacji sam na sam lepszy od niego bramkarz Białej Gwiazdy. Mimo tego, że czas upływał to po zawodnikach nie było widać zmęczenia. Tempo meczu było bardzo wysokie, a co chwilę groźnie było raz pod jedną, raz pod drugą bramką. Gospodarzom, którzy co chwile wyprowadzali groźne akcje brakowało ostatniego podania. Wiślacy zupełnie nie mogli przebić się przed defensywę drużyny Oresta Lenczyka.

Do końca spotkania wynik meczu nie uległ już zmianie. - Mamy świadomość, że zostanie mistrzem Polski nie będzie proste - powiedział trener Wiślaków. Zawodnicy Białej Gwiazdy przegrali pierwszy mecz od jedenastu spotkań, a wrocławianie... Przynajmniej na razie są na trzecim miejscu w tabeli. Należy jeszcze wspomnieć o tym, że przed końcem spotkania boisku z ogromnym grymasem bólu opuścił Łukasz Gikiewicz. - Wszystko wskazuje na to, że kontuzja Łukasza Gikiewicza jest groźną kontuzją - stwierdził szkoleniowiec WKS-u.

Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 2:0 (1:0)
1:0 - Sobolewski (sam.) 2'
2:0 - Łukasz Gikiewicz 64'

Składy:

Śląsk: Keleman - Pawelec, Fojut, Celeban, Spahić (60' Łukasz Gikiewicz), Socha, Łukasiewicz, Kaźmierczak, Mila, Marek Gancarczyk (85' Madej), Ćwielong (84' Sobota)..

Wisła: Pareiko - Cikos (70' Rios), Chavez, Jaliens, Paljić, Kirm, Jirsak (70' Garguła), Sobolewski, Siwakow (46' Żurawski), Melikson, Małecki.

Żółte kartki: Pawelec, Mila (Śląsk).

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: 8500.

Oceny drużyn:

Śląsk Wrocław: - 5,0 - Śląskowi w Wielki Czwartek nie zabrakło niczego. Wrocławianie zdobyli dwa gole, grali dobrze w defensywie i... sprawili, że walka o mistrzostwo Polski nie jest jeszcze rozstrzygnięta.

Wisła Kraków: 3,5 - Wiślacy nie zagrali źle, ale... Śląsk był po prostu lepszy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×