Pomysłów mających na celu odnowę rodzimej skopanej ostatnimi czasy nie brakowało. W dużej mierze przyczynił się do tego fakt rozpoczęcia ryzykownej operacji, której efektem miało być skuteczne unicestwienie korupcyjnego raka od lat toczącego polski futbol. Jedną z owocnych kolejnych kar i degradacji była, skądinąd słuszna, idea zmniejszenia Ekstraklasy. Za rządów Michała Listkiewicza byliśmy już świadkami niejednej, mniej lub bardziej sensownej reformy rozgrywek - pierwsza liga zawsze finalnie powracała do szesnastozespołowego zestawienia. Czy słusznie? Patrząc na kondycję sporej części zeszłorocznych członków naszej futbolowej elity można mieć co do tego spore wątpliwości.
Kłopoty finansowe, fatalna infrastruktura czy wreszcie hańbiący poziom sportowy - o znalezienie podmiotów dokładnie wypełniających przynajmniej jeden z nadmienionych punktów było niepokojąco łatwo. Konkretnych nazw na tym etapie oszczędzę, każdy kibic z pewnością sam będzie bowiem w stanie przypisać sobie przynajmniej 2-3 kluby do każdej z tych kategorii. Patrząc przez pryzmat wspomnianych ekip, zmniejszenie Ekstraklasy jawi się jako myśl zupełnie sensowna, a najodpowiedniejszy wydawałby się system szkocki bądź austriacki - liczba spotkań zadowoliłaby telewizję, a poziom sportowy wpłynąłby pozytywnie na samopoczucie wszystkich kibiców.
Wyobraźmy sobie: Legia, krakowska Wisła, Lech, zabrzański Górnik, Ruch, nowa Polonia (ta z Warszawy), Cracovia, Bełchatów, Lechia, Arka, Jagiellonia oraz, w dalszej perspektywie, lubińskie Zagłębie bądź kielecka Korona. Czy taki zestaw nie działa na wyobraźnię? Grono uznanych, jak na polskie warunki całkiem nieźle ułożonych firm, za którymi stoją rzesze sympatyków i przyzwoite pieniądze. Telewizja na tym nie straci, a my aż do obrzydzenia, tydzień w tydzień będziemy mogli doświadczań piłkarskich klasyków przy wypełnionych trybunach. W dodatku więcej skapnie samym klubom - wszak tort rokrocznie fundowany ligowcom przez Canal+ zostanie rozdzielony na 12, a nie jak dotychczas 16 kawałków.
Utopia? Zawsze warto spróbować. Fakt, za chwilę z pewnością odezwą się głosy oburzenia. Oto bowiem szerokość ekstraklasy musi rosnąć wprost proporcjonalnie do wielkość kraju i zapotrzebowanie na futbol we wszystkich jego rejonach, a 12-zespołowa elita nijak do polskich warunków nie przystaje. Zastanówmy się jednak, czego chcemy. Ligi solidnej sportowo i organizacyjnie, czy rozgrywek barwnych i swojskich, z gronem osobliwości pokroju Znicza Pruszków, Odry Wodzisław czy Polonii Bytom (nic oczywiście nie ujmując nadmienionym klubom)? Obie wizje negują się wzajemnie i w chwili obecnej optymalną drogą do osiągnięcia tej pierwszej jest zmniejszenie Ekstraklasy.
Oczywiście, podobny ruch to tylko środek zastępczy, mający na celu tymczasowe podniesienie poziomu rozgrywek. Powiedzmy sobie jednak szczerze - w chwili obecnej piłkarski potencjał, jakim dysponujemy między Odrą i Bugiem jest tak mierny, że ledwo wystarcza on do zapewnienia godziwych warunków dwunastu topowym ekipom. W trosce o europejskie popisy rodzimych ekip trzeba wycisnąć więc z naszej piłki wszystkie soki i zaoferować najlepszym możliwie jak najwyższy poziom rywalizacji.