Szymon Mierzyński: Przed meczem z Zagłębiem remisu nie uznawalibyście chyba za najgorszy wynik. Biorąc jednak pod uwagę przebieg rywalizacji i wymarzoną sytuację Jakuba Wilka, można odczuwać niedosyt...
Ivan Djurdjević: Nie do końca się zgodzę. Zagłębie też miało kilka dobrych okazji. To był wyrównany pojedynek, Krzysztof Kotorowski miał trochę pracy. Oczywiście pojawiła się ta idealna sytuacja przy stanie 1:0, ale jeśli miałbym patrzeć całościowo, to uważam, że remis jest sprawiedliwym wynikiem.
W dwóch pierwszych meczach - i to wyjazdowych - zdobyliście cztery oczka. To niezły dorobek.
- Lech jest taką drużyną, że w każdym spotkaniu musi walczyć o zwycięstwo. Mimo to ostatnie wyniki mogą zadowalać. Zagłębie urwie punkty jeszcze niejednemu rywalowi i sądzę, że zakończy rozgrywki w górnej połowie tabeli.
Miedziowi już za wami, tymczasem w 3. kolejce zmierzycie się z PGE GKS Bełchatów. Znów zapowiada się trudna przeprawa, wszak ekipa Pawła Janasa rozgromiła Podbeskidzie 6:0.
- Ten wynik może budzić respekt, ale my też już odnieśliśmy jedno wysokie zwycięstwo - nad ŁKS. Każde spotkanie jest inne. Warto też rozłożyć łup bramkowy bardziej równomiernie. Czasem zdarza się tak, że drużyna wystrzela się w jednym meczu, a w następnym nie zdobywa żadnego gola. Tego trzeba unikać. Na razie jesteśmy bardzo spokojni. Sezon dopiero się rozpoczął, do ostatecznych rozstrzygnięć jeszcze daleko.
To jeszcze nie jest chyba etap, na którym skrupulatnie liczy się każdą zdobycz. Historia zna przypadki, gdy ktoś najpierw potracił punkty, a finalnie i tak osiągnął sukces.
- Z jednej strony tak jest, ale z drugiej trzeba wykorzystywać każdą okazję na powiększenie dorobku. Na początku można wypracować sobie kapitał, który ułatwi walkę w dalszej części sezonu. Dla mnie najważniejsze są nie punkty, lecz nasza gra. Spisujemy się lepiej niż wiosną, stwarzamy dużo więcej sytuacji strzeleckich.
Nie da się ukryć, że ostatnio Lecha ogląda się dość dobrze - zdecydowanie przyjemniej niż pół roku temu. Co takiego zmieniło się w waszej drużynie, że styl uległ tak znaczącej poprawie?
- Tak naprawdę nie stało się nic nadzwyczajnego. Zarówno w Polsce, jak i w mojej ojczyźnie kibice są bardzo niecierpliwi i od razu oczekują cudów. Tymczasem za tymi cudami musi stać praca i konsekwentne dążenie do celu. Trener ma swoją wizję, a my ją realizujemy i stale idziemy do przodu. Pierwsze spotkania nowego sezonu pokazały, że kierunek jest właściwy, zatem trzeba pracować dalej.
W poprzednich rozgrywkach zajęliście 5. miejsce. Gdybyś miał ocenić obecne możliwości Lecha, to na której pozycji byś go umieścił?
- W mojej opinii głównymi faworytami do mistrzostwa są Wisła Kraków, Legia Warszawa i Polonia Warszawa. Naszym zadaniem jest dołączenie do tych zespołów, bo przecież cel to 1. lokata. Gram w Poznaniu już piąty rok i odkąd tu przyszedłem, zawsze walczyliśmy o pełną pulę. Teraz oczywiście też tak będzie, ale jeśli miałbym porównywać składy na papierze, to jako faworytów wskazałbym trzy kluby, o których wspomniałem. Inna sprawa to przełożenie potencjału na wyniki. Nieraz już przekonywaliśmy się, że to nie jest takie łatwe. Dlatego droga do sukcesu jest trudna, a szanse zachowuje sporo zespołów.
Nie zazdrościcie trochę Wiśle, która miała niezłe losowanie w IV rundzie eliminacyjnej i od Ligi Mistrzów dzieli ją niewiele?
- Nie towarzyszy mi takie uczucie. Gdy stajemy naprzeciw siebie w ekstraklasie, to wiadomo, że nie ma sentymentów. Kiedy jednak polskie kluby walczą w europejskich pucharach, to każdemu z nich życzę jak najlepiej.
Rok temu to wy byliście na pierwszych stronach gazet...
- Tak, choć na początku mało kto w nas wierzył. Doskonale pamiętam, że gdy wylosowaliśmy Dnipro Dniepropietrowsk, to wielu spodziewało się wstydu. Później, gdy weszliśmy do fazy grupowej Ligi Europejskiej, wieszczono nam kompromitację. Dopiero po awansie do 1/16 finału zaczęto się wycofywać i przepraszać. Takie sytuacje w ogóle nie powinny mieć miejsca. Trzeba wspierać każdego reprezentanta Polski w pucharach. Ja staram się to robić. Cieszę się, że Wisła, Legia i Śląsk wciąż walczą, bo dzięki temu zdobywają punkty dla całej federacji. Na tym kiedyś może skorzystać także Lech.
Polska od kilkunastu lat nie miała drużyny w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Sądzisz, że tym razem wreszcie się uda?
- Szansa jest stosunkowo duża, lecz nie traktowałbym rywala Wisły jako łatwego. APOEL to oczywiście nie jest europejska czołówka, ale myślę, że zwłaszcza w rewanżu postawi krakowianom trudne warunki. Wiadomo, że na Cyprze będzie upadł, a także specyficzna atmosfera. Dlatego jestem zdania, że kluczem do awansu Białej Gwiazdy może być pierwsze starcie i wypracowanie solidnej zaliczki.
Z pucharami wiąże się jeszcze jedna ważna kwestia. Rok temu Lech świetnie radził sobie w Lidze Europejskiej, lecz notował fatalne wpadki w ekstraklasie. Polskie kluby nie są na tyle silne, by z dobrym skutkiem łapać kilka srok za ogon. Czy sądzisz, że Wisła również może mieć takie kłopoty i dołować w rozgrywkach krajowych?
- Być może, ale my staramy się nie zwracać na to uwagi. Nie liczę na potknięcia Wisły i osiągnięcie sukcesu tylko dzięki temu. Trzeba skupić się na swoich występach. Jeśli Lech będzie notować dobre wyniki, to postawa krakowian pozostanie bez znaczenia.