Szymon Mierzyński: W piątek pańska drużyna zaliczyła trzeci kolejny mecz bez zwycięstwa, lecz podział punktów z Wartą - biorąc pod uwagę przebieg rywalizacji - może pana w pełni satysfakcjonować...
Dominik Nowak: Zawsze chce się wygrać i z takim nastawieniem zespół wyszedł na boisko. Przyznam jednak, że w tych okolicznościach remis jest pozytywnym wynikiem. Nie stać nas jeszcze na prowadzenie otwartej gry z takim przeciwnikiem jak Warta. Moja ekipa jest stosunkowo młoda, wielu zawodników debiutuje na szczeblu I ligi. Każdy z nich będzie dopiero nabierać doświadczenia. Potrzeba trochę czasu, zanim będziemy odpowiednio zgrani.
W dotychczasowych meczach odnotowaliście same remisy. Rywale byli jednak trudni.
- Dokładnie. Przed sezonem wielu spoglądało w terminarz i mówiło, że długo nie spotkamy się z punktami. Tymczasem mamy trzy oczka, a graliśmy z naprawdę wymagającymi przeciwnikami. Pogoń i Warta to kandydaci do awansu, natomiast Dolcan na początku rozgrywek był dość rozpędzony. Nauczyliśmy się nie przegrywać, a to jest niezwykle istotna sprawa. Teraz przyszedł czas, by popracować nad jakimś zwycięstwem.
Jeszcze kilka tygodni temu przyszłość KS Polkowice była bardzo niepewna. Wystartowaliście z opóźnieniem, bo przeciągały się sprawy licencyjne. Jak drużyna odbierała te zawirowania?
- Możemy tylko podziękować gminie i burmistrzowi, że wsparli funkcjonowanie klubu. Wcześniej towarzyszył nam niepokój, bo nikt nie wiedział jaka będzie przyszłość. To na pewno nie pomagało, jednak na szczęście wszystkie kłopoty już minęły. Start rozgrywek był dla nas o tyle trudny, że musieliśmy budować zespół praktycznie od zera.
Jak pan ocenia potencjał drużyny, zwłaszcza w porównaniu z poprzednim sezonem?
- Uważam, że aktualnie mamy trochę lepszą ekipę, a przede wszystkim bardziej perspektywiczną. W tych chłopaków trzeba tylko tchnąć wiarę, bo tego na pewno im jeszcze brakuje, o czym przekonaliśmy się w pojedynku z Wartą. Nie do końca funkcjonuje nasza gra ofensywna oraz współpraca pomiędzy różnymi sektorami boiska. To nie jest zresztą dziwne, w tym składzie pracujemy od zaledwie trzech tygodni.
Jeśli chodzi o budowanie wiary w zespole, to nie ma pan łatwego zadania. Nie macie bowiem żadnego wsparcia publiczności. Na mecze chodzi mało kibiców, brakuje dopingu. Na trybunach panuje przejmująca cisza.
- Nie ma co ukrywać, że jest to problem. Trudno mi się odnieść do tej kwestii, bo odpowiadam w klubie za sprawy szkoleniowe, a nie za marketing. Warto popracować nad poprawą frekwencji, bo myślę, że drużyna na to zasługuje. Piłkarzom nie można odmówić walki. Wsparcie publiczności jest o tyle ważne, że w naszym zespole znajduje się wielu młodych graczy.
Czy to prawda, iż kiedyś powiedział pan, że wszystkie mecze rozgrywacie tak naprawdę na wyjazdach?
- Nigdy tak nie mówiłem. Szanuję polkowickich kibiców. Nie pochodzę wprawdzie z tego miasta, ale mieszkam tu. Stąd jest też moja żona. Cenię fanów naszego klubu, nawet wtedy gdy krytykują. Liczę na to, że jeszcze zachęcimy ich do przychodzenia na stadion.
Polkowice to bogata gmina, więc zapłacenie 10 zł za bilet nie powinno być raczej problemem...
- Nie wiem gdzie tkwi przyczyna niskiej frekwencji. Drużyna może zachęcić kibiców jedynie postawą na boisku i wynikami. Końcówka ubiegłego sezonu była wprawdzie fatalna, jednak to wynikało z zupełnie innych okoliczności. Nikt nie wiedział, czy w ogóle wystartujemy w nowych rozgrywkach. W takiej sytuacji trudno oczekiwać idealnej gry. Teraz jest inaczej. Każdy daje z siebie sto procent. Co do kibiców, to powtarzam raz jeszcze: ja zajmuję się sprawami szkoleniowymi. Jeśli jednak ktoś poprosi mnie o pomoc w działaniach marketingowych, to oczywiście nie odmówię.
Wróćmy jeszcze do tego co działo się latem. Gdy przyszłość klubu była niepewna, wielu zawodników pouciekało gdzie indziej. Miał pan sporo luk do załatania. Czy dziś sytuacja jest już opanowana?
- Trudno się dziwić, że w takich okolicznościach piłkarze odchodzili. Inni zostali, choć też byli już spakowani i chcieli wyjechać. Musiałem wyciągać ich z samochodów i namawiać, by jeszcze nie rezygnowali. Co do dziur w składzie, to biorąc pod uwagę jakie były trudności, mogę powiedzieć, iż stworzyłem w Polkowicach ciekawą grupę ludzi.
Jak radzi pan sobie z wymogiem wstawiania do wyjściowej jedenastki co najmniej jednego młodzieżowca? Wiele drużyn, w tym Warta, z którą graliście w piątek, ma z tym spory kłopot i młody zawodnik nie zawsze dorównuje poziomem kolegom.
- Ja z tym przepisem nie mam żadnego problemu, bo posiadam w kadrze wielu młodzieżowców. Mam choćby Dawida Wacławczyka, Mateusza Bartkowa, Jakuba Więzika czy Damiana Ałdasia. Jeśli spojrzymy na skład z pojedynku z poznaniakami, to w pewnym momencie na murawie przebywało aż czterech młodych piłkarzy.
Kto pana zdaniem awansuje do ekstraklasy?
- Jest kilku poważnych kandydatów. Numer jeden to dla mnie Pogoń Szczecin. To poukładana drużyna, gotowa na osiągnięcie sukcesu. Inni pretendenci to Warta Poznań i Sandecja Nowy Sącz. Na razie zawodzi Arka Gdynia, ale sądzę, że ten zespół nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Być może ktoś dołączy do tej grupy. Chciałbym, żeby moi podopieczni też pokazali coś pozytywnego. Niedługo czekają nas mecze z nieco łatwiejszymi przeciwnikami i wtedy poznamy naszą siłę. I liga to specyficzne i bardzo wymagające rozgrywki. Każdy punkt trzeba wywalczyć i podeprzeć ciężką pracą na boisku.
Które miejsce w tabeli musi zająć KS Polkowice, by zimą był pan zadowolony?
- Rok temu na półmetku byliśmy na 7. pozycji. Już wtedy chciałem więcej, bo mieliśmy naprawdę dobry okres. Później, ze względu na niepewną przyszłość, graliśmy gorzej. Jeśli chodzi o teraźniejszość, to będę usatysfakcjonowany, gdy znajdziemy się w górnej części tabeli.