Od początku sezonu piłkarze Stali Stalowa Wola grają w kratkę. Nie tak to miało wyglądać, bowiem drużyna miała jasno postawiony cel - awans do I ligi. Zielono-czarni co prawda zdobywali punkty, ale przytrafiały im się też porażki i remisy. Czarę goryczy przelała sporego kalibru wpadka z beniaminkiem, Garbarnią Kraków. Przegrać na własnym boisku aż 0:3 kandydatowi do awansu po prostu nie przystoi.
Wydawało się, że po tym spotkaniu pracę straci Sławomir Adamus, trener Stalówki. - Jeśli komuś z zarządu nie będzie odpowiadać moja praca, to trudno. Ja z mostu na Sanie na pewno nie skoczę. Taka jest praca trenera. Przyjdzie ktoś inny, kto będzie miał inną koncepcję gry - mówił wówczas szkoleniowiec. W hutniczym mieście nie było jednak nerwowych ruchów i nie dokonano roszady na stanowisku pierwszego trenera. Drużyna pojechała na mecz do Siedlec, gdzie wcale nie była faworytem. Miejscowa Pogoń bowiem, która także jest beniaminkiem w rozgrywkach, spisywała się bardzo dobrze. Stalowcy jednak ku zaskoczeniu wszystkich zwyciężyli 3:0 i do kolejnego spotkania przystąpili w roli faworyta.
W minioną środę rywalem zielono-czarnych był kolejny, trzeci już z rzędu beniaminek. Tym razem trafiło na Wisłę Puławy. Dla kibiców ze Stalowej Woli rozpoczęło się dobrze, bo od dwóch goli gospodarzy, z czego jednego bardzo ładnego, którego autorem był Kamil Walaszczyk. Potem jednak stało się coś, czego nikt nie przewidział. - Zawsze przed meczem powtarzamy, że najważniejsze jest zero z tyłu. Nie udało się spełnić tego wymogu i na własne życzenie zrobiliśmy sobie nerwówkę. Myśleliśmy, że mecz już jest całkowicie pod kontrolą przy stanie 2:0. Troszeczkę nas uśpiła ta atmosfera. Wiadomo, że przy środzie dużo kibiców nie zbierze się na stadionie. Na szczęście w drugiej połowie wyprowadziliśmy kilka akcji i udało się strzelić bramkę - wyjaśniał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Bartosz Horajecki. Ze stanu 2:0 piłkarze z Puław doprowadzili do remisu. Ostateczny cios zadali jednak gospodarze i zwyciężyli 3:2. - Ważne są trzy punkty. W pierwszej połowie graliśmy z polotem, wygrywaliśmy 2:0. W końcówce gol na 2:1 nas troszeczkę uśpił, wyszliśmy spięci na drugą połowę. Rywal nas dogonił, ale suma sumarum 3:2 dla nas. Może ta druga połowa nie była zbyt ładna, ale na pewno emocjonująca. Ważne są trzy punkty i teraz trzeba zdobyć jakieś oczka w Pruszkowie - zaznacza Walaszczyk, który kreowany jest na reżysera gry Stali. Piłkarz dysponujący świetnym strzałem w końcu sam też zdobył gola i to od razu jakiego. Były zawodnik Resovii popisał się kapitalnym uderzeniem z ponad 30 metrów. - Byłem już zły na siebie, że tyle razy próbowałem i nic nie wpadało. Mówiłem, że teraz muszę się przełamać. Bardziej cieszą mnie trzy punkty niż moja bramka - wyjaśnił jednak piłkarz.
Gra jednego z kandydatów do awansu nie jest pełna polotu, momentami irytuje kibiców, ale ostatnio przynosi rezultaty. Dwa ostatnie zwycięstwa poprawiły sytuację zespołu z Podkarpacia w tabeli. Zwłaszcza w ostatnim meczu zawodnicy pokazali charakter, bowiem po tym jak stracili dwa gole, dążyli jeszcze do strzelenia trzeciego. W dwóch ostatnich meczach zespół zdobył sześć goli. Obecnie więcej strzelonych bramek ma tylko lider, Okocimski Brzesko. - Wcześniej te sytuacje też się zdarzały, brakowało rozwiązania worka. Były sytuacje i myślę, że gdyby ta pierwsza bramka wpadła, to tamte mecze inaczej by się toczyły. Teraz udawało nam się obejmować prowadzenie, mecze ustawialiśmy pod siebie, narzucaliśmy swoje warunki i na pewno już się grało łatwiej - wyjaśnia Horajecki.
Seria spotkań z beniaminkami już za drużyną Sławomira Adamusa. W niedzielę Stalowcy w Pruszkowie zagrają ze Zniczem, który jak wiadomo, tanio skóry nie sprzeda. - Pojedziemy tam, będziemy się trzymać swojej taktyki. Nie będziemy się wychylać za bardzo, za to czekać na rywala i wyprowadzać groźne kontry. Liczymy, że tak samo wrócimy z pełną pulą - powiedział "Bercik", młody pomocnik Stalówki.
Czy teraz już jeden z głównych kandydatów do awansu kryzys ma za sobą i zacznie piąć się w górę tabeli? To pokaże czas, a przede wszystkim najbliższe mecze. Być może powrót do doświadczonych piłkarzy w defensywie i gra dwoma napastnikami będzie receptą na całe zło. - Nie jest to jeszcze charakterystycznie ukształtowana drużyna. Dużo jest nowych zawodników. Stalówka musi nabrać troszeczkę charakteru z poprzednich lat, bo nie wszyscy dokładnie to rozumieją. To wszystko zatrybi, trener to poukłada. Widać, że z meczu na mecz charakter wraca. Nawet w takim meczu jak ten z Wisłą Puławy potrafimy jeszcze wyciągnąć zwycięstwo - dosadnie podsumował Przemysław Żmuda, piłkarz sprowadzony latem z Motoru Lublin.