W poprzednim sezonie Legia pod wodzą Skorży biła rekordy nieudolności i choć dzięki znakomitemu finiszowi zakończyła ligowe rozgrywki na najniższym stopniu podium i wywalczyła Puchar Polski, to osiągnięcia te drużyna z Łazienkowskiej okrasiła szokującą liczbą jedenastu porażek w meczach ekstraklasy. Ubiegłoroczna transferowa ofensywa i boiskowe boje zakończyły się niepowodzeniem, a nowym szkoleniowcem stołecznego zespołu miał zostać Słowak Vladimir Weiss, ostatecznie władze klubu zdecydowały się dać jeszcze jedną szansę byłemu trenerowi Wisły Kraków.
Na starcie sezonu wydawało się, że kredyt zaufania dla Skorży był strzałem w dziesiątkę, a Legia rozpoczęła rozgrywki od dwóch zwycięstw w lidze oraz sensacyjnego awansu do fazy grupowej Ligi Europy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu szkoleniowiec Wojskowych mógł wygodnie rozsiąść się w fotelu, miast skulonym wypatrywać kolejnych piorunów spadających na jego głowę. Później było już jednak tylko gorzej, Legioniści zawiedli w T-Mobile Ekstraklasie i na arenie europejskiej, ponosząc trzy porażki z rzędu: z Podbeskidziem, PSV Eindhoven i Polonią Warszawa.
W starciu z Góralami podopieczni Skorży przeszli obok meczu myśląc, że beniaminek sam wbije sobie bramki i pokornie zostawi komplet oczek na obiekcie wyżej notowanego rywala. Kilka dni później przestraszona Legia - w dodatku źle ustawiona przez Skorżę - nie była w stanie nawiązać wyrównanej walki w Holandii, a następnie wyraźnie uległa Czarnym Koszulom w meczu derbowym. W sumie z sześciu ligowych meczów tej jesieni Wojskowi przegrali trzy (przed rokiem w tym samym momencie mieli cztery porażki), od wyników kibiców bardziej boli jednak brak zaangażowania i chaos w grze zespołu.
- W tej drużynie jest mnóstwo młodych ludzi, którzy nie zawsze potrafią udźwignąć pewne rzeczy - przyznaje Skorża. - Jedna sprawa to deklaracje, a druga to postawa na boisku. Myślę, że tych ludzi czeka jeszcze wiele nauki, a ta jesień będzie dla naszej drużyny wyjątkowo trudna i jeżeli szybko nie zaczniemy dawać z siebie naprawdę wszystkiego, to będziemy mieli potężne problemy - wyjaśnia doświadczony szkoleniowiec. Wewnętrzną dyskusję mobilizacyjną Legioniści zorganizowali sobie już po klęsce z Podbeskidziem, dwa kolejne mecze pokazały jednak, że nie przyniosła ona pożądanego skutku.
Kibiców Legii niepokoić może także to, że w drugiej części derbowego starcia z Polonią rywale zdecydowanie przewyższali zespół z Łazienkowskiej zaangażowaniem, a zawodnicy Skorży momentami wyglądali tak, jakby ktoś odciął im prąd. Duży wpływ - zarówno na fizyczną, jak i mentalną dyspozycję Wojskowych - miał wcześniejszy mecz z PSV. Czyżby więc w Warszawie dał o sobie znać pucharowy syndrom Lecha? - Po awansie rozmawialiśmy na ten temat, żeby nie powtórzyć przypadku poznaniaków z poprzedniego sezonu. Wierzymy, że tak się nie stanie - mówi Skorża.
Rozgraniczenia celów i skupienia się na jednym szkoleniowiec Legii pod uwagę nie bierze. - Byłoby to karkołomne, w każdym meczu musimy walczyć o jak najlepszy wynik. To na pewno będzie dla nas utrudnienie, ten awans do Ligi Europy, ale nie możemy się tym tłumaczyć, że będziemy słabiej grali w lidze po występach pucharowych. Ekstraklasa jest dla nas priorytetem i nie możemy w ten sposób postępować. Trzeba się natomiast zastanowić i sam muszę zrobić przegląd kadry, bo widzę, że niektórzy zawodnicy faktycznie mają problemy z rytmem meczowym i będę musiał dokonywać większej ilości korekt.
Pierwszą szansą dla rezerwowych będzie mecz Pucharu Polski z Rozwojem II Katowice, zabraknie w nim bowiem najprawdopodobniej Jakuba Wawrzyniaka, Miroslava Radovicia, Daniela Ljuboji i Michała Żewłakowa oraz kontuzjowanych Daniela Hubnika i Michała Kucharczyka, na grę w podstawowym składzie mogą więc liczyć między innymi Michał Żyro, Jakub Kosecki, czy Maciej Górski. Wynik inny niż pewne zwycięstwo nie wchodzi w grę, kompromitacją będzie remis, choć niektórzy przy Łazienkowskiej z trwogą wspominają starcie ze Stalą Sanok sprzed pięciu lat. W weekend Legia zagra w Bełchatowie, a następnie przy Łazienkowskiej czeka ją mecz z Wisłą Kraków.