Przebudowa stadionu przy Roosevelta staje się dla Górnika coraz większym problemem. Na obecny obiekt, składający się z jednej wolnostojącej trybuny nie chcą przychodzić kibice. - Sprzedaliśmy dotąd niespełna tysiąc biletów. Jak do piątku do się nie zmieni, to nie musimy meczu zgłaszać, jako imprezy masowej - gorzko żartują w klubie.
Sprawa wydaje się być o tyle poważna, że jeszcze półtora roku temu frekwencja na meczach Górnika na zapleczu ekstraklasy sięgała 12 tys. Na Śląskim Klasyku z GKS Katowice kibiców obu drużyn pojawiło się w Zabrzu ponad 20 tys., co jest po dzień dzisiejszy niepodważalnym rekordem frekwencji na pierwszoligowym froncie. Potem zaczęły się problemy z zacinającymi bramofurtami i zmniejszaniem pojemności obiektu do 7., a docelowo 3 tys. miejsc.
Mała pojemność stadionu wcale nie sprawiła, że przy Roosevelta zaczęły się ustawiać długie kolejki chętnych, by dostać wejściówkę na mecz. Wręcz przeciwnie. Bilety zostawały w kasach, a stadion świecił pustkami.
Niewątpliwy wpływ na to miał fakt, że mecze rozgrywane są w fatalnych warunkach. Nie bez znaczenia jest także fakt, że od meczu z Cracovią wszystkie grupy kibicowskie w Zabrzu zawiesiły działalność w akcie protestu z powodu zakazów stadionowych i wysokich kar grzywny m.in. za blokowanie ciągów komunikacyjnych czy przekleństwa płynące z trybun w kierunku murawy.
Najzagorzalsi fani nie tylko nie dopingują, ale w ogóle nie pojawiają się na stadionie. Dopingu zabrakło na wspomnianym meczu z Pasami i Wielkich Derbach Śląska z Ruchem Chorzów. Nie będzie go najpewniej także w piątek, przy okazji meczu Górnika z Jagiellonią. Zarówno przed tygodniem, jak i w środę doszło do spotkania władz klubu z przedstawicielami stowarzyszenia kibiców, ale żadne deklaracje ze strony szalikowców nie padły.
Dla drużyny bierność fanów stanowi problem. - Zawsze grając w Zabrzu liczyliśmy na tego dwunastego zawodnika. Nawet jak nam nie szło, a nasza Torcida krzyknęła, to niosła chłopaków do walki i dawało nam to wielki atut własnego boiska. Nie bez powodu przez blisko rok u siebie byliśmy niepokonani. Tego dopingu bardzo nam brakuje i wszystkich nas boli, że tak się dzieje - przyznaje Bogdan Zając, drugi trener Górnika.
- Grając u siebie, przy dopingu naszych fanów wszystkie mecze u siebie wygrywaliśmy, a kiedy nam nie szło mecz kończył się co najwyżej remisem. Dzięki pomocy kibiców odkuliśmy się na Śląsku za wysoką porażkę we Wrocławiu, czy odegraliśmy się na Widzewie, strzelając im cztery bramki, czyli tyle samo ile straciliśmy w Łodzi - dowodzi Michał Bemben, obrońca drużyny z Roosevelta.
Gracze 14-krotnych mistrzów Polski wyrażają zrozumienie dla powódek, jakimi kierują się kibice. - Z tego co mówią nasi fani, to nie wolno im u nas prowadzić dopingu, bo dostaną kary finansowe czy zakazy. To bardzo przykre, bo nie leży w duchu futbolu to, by karać kibiców. Kibic na stadionie ma dopingować i ma prawo od czasu do czasu rzucić z trybun brzydkie słowo. To są emocje i trzeba pozwolić ludziom je przeżywać - puentuje Bemben.