Holender stracił posadę po 443 dniach pracy w Wiśle, kiedy drużyna poniosła trzy porażki z rzędu: z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Fulham Londyn i Cracovią. Moskal, który przejął obowiązki, był jego asystentem od początku pracy w Krakowie.
Pojawienie się Maaskanta przed konferencją swojego następcy wywołało małe zamieszanie i miało swoją symbolikę, ale szybko okazało się, że holenderski szkoleniowiec nie urządził happeningu, który mógłby być całkowicie w jego stylu, ale po prostu był umówiony na rozmowy z kimś z klubu, a korzystając z okazji odwiedził dziennikarzy i kilku piłkarzy.
Co ciekawe, to nie pierwszy raz, kiedy Maaskant pojawił się w klubie od chwili zwolnienia. W minionym tygodniu jeden z treningów prowadzonych przez Moskala obserwował zza płotu okalającego boisko treningowe.
- Dla mnie nie ma problemu - mówi Moskal zapytany o to, czy takie zachowanie Maaskanta nie przeszkadza mu w pracy. - Z Robertem współpracowaliśmy na zdrowych zasadach i nie mam powodów, aby cokolwiek przed nim ukrywać albo mieć żal. Nie konsultujemy się w sprawach kadrowych. Robert został zwolniony, mi powierzono stanowisko pierwszego trenera i teraz decyzje biorę na siebie - dodaje nowy opiekun mistrzów Polski.