- Miałem zapewnienie władz klubu, że pieniądze, które trafią do ŁKS z tytułu praw medialnych, zostaną przelane na konta piłkarzy i innych pracowników. Zupełnie przypadkowo od jednego z udziałowców spółki dowiedziałem się, że pieniądze trafiły jednak na konta akcjonariuszy. Nie takie były obietnice. Myślałem, że najważniejsze jest dobro klubu, ale akcjonariusze pomyśleli o sobie, a nie o spłacie rosnących długów. To wyraźny znak, że oni szykują się do wyjścia z klubu - powiedział dla Przeglądu Sportowego Tomasz Wieszczycki.
Były doradca zarządu łódzkiego klubu uważa, że nie mógł dłużej czekać z decyzją o odejściu. - Czekanie oznaczałoby, że oszukuję samego siebie. Nie widziałem w tym układzie właścicielskim przyszłości tego klubu. Już teraz jasne było, że wiosną nic pozytywnego nie może się wydarzyć, że ŁKS nie zostanie doinwestowany, że dług będzie jeszcze bardziej rosnąć, a więc na co miałem czekać? Karmienie mglistymi obietnicami może się i sprawdza, ale na krótką metę - wyjaśnił w rozmowie z Przeglądem Sportowym Wieszczycki.
Spekuluje się, że udziałowcem ŁKSu może zostać Jakub Andrzej Grajewski, który w przeszłości był związany z Widzewem Łódź. Wieszczycki jest jednak sceptyczny co do tego pomysłu. - Trudno mi komentować pomysł z Andrzejem Grajewskim, bo droga do jego realizacji jest jeszcze bardzo daleka. To jasne, że klubowi potrzebny jest solidny inwestor, lecz ja się zastanawiam, czy człowiek, który przez wiele lat był emocjonalnie i kapitałowo związany z Widzewem, to odpowiednia osoba, by teraz brać we władanie ŁKS - dodał w rozmowie z Przeglądem Sportowym Wieszczycki.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.