Piotr Tomasik: Od decyzji o zakończeniu pańskiej kariery minęło już trochę czasu. Dlaczego przestał pan grać w piłkę?
Tomasz Rząsa: Mam 35 lat i chyba już mi wystarczy. Wydaje mi się, że nadszedł czas, aby zawiesić buty na kołku. Po czternastu latach tułaczki znalazłem dobry moment, aby skończyć z piłką.
Jerzy Brzęczek jest starszy o ponad 30 miesięcy, a z powodzeniem występuje w polskiej ekstraklasie.
- (śmiech) Zgadza się. Ale każdy ma inną potrzebę. Ja jestem zdrowy, w pełni sił, tylko że chyba nadszedł już odpowiedni moment, aby trochę odpocząć.
A nie ciągnie pana z powrotem na boisko?
- No jasne, że ciągnie... Ale z drugiej strony mam teraz okazję, aby odpocząć, poświęcić się rodzinie, więcej z nią przebywać i oddać jej ten czas, który spędziłem na boisku.
Mówiło się, że Tomasz Rząsa wróci do Polski w nowej roli. Ponoć miał pan dostać angaż w Cracovii, ale swoją pracę wykonywałby pan poza boiskiem. To prawda?
- Nie ukrywam, że mam wiele możliwości i pomysłów na swoje dalsze życie. Ale na dzień dzisiejszy nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji i na razie korzystam z uroków leniuchowania. Spokojnie sobie odpoczywam w domku, ale jak już wypocznę, to pomyślę, co dalej. Na pewno będę chciał się zająć czymś fajnym, co będzie przynosiło mi sporą satysfakcję.
Ma pan już coś konkretnego na oku? Rozkręci pan własny biznes? A może zapisze się na kurs trenerski?
- Jeszcze nie podjąłem decyzji, ale - jak już mówiłem - jest kilka ciekawych opcji.
Pójście w stronę trenerki też pan rozważa?
- Nie ukrywam, że jest to jedna z możliwości. Ale czy na pewno to jest to, co chciałbym robić dalej w życiu? Na razie nie wiem. Nie mam też zielonego pojęcia, jak będzie wyglądała moja przyszłość. Póki co odpoczywam.
Wielu piłkarzy po zagranicznych wojażach kończy karierę w Polsce. Tomasz Hajto wrócił po dziewięciu latach, Jerzy Brzęczek po dwunastu, a Radosław Gilewicz po czternastu. Pan rozstał się z futbolem na obczyźnie. Nie żałuje pan, że ostatnich miesięcy nie spędził w swoim ukochanym klubie Cracovii?
- Na pewno każdemu człowiekowi ciężko jest się rozstać z czymś, z czym związany był przez kilkanaście lat, a sprawiało mu to wielką frajdę i przyjemność. Mogłem rozstać się z futbolem w innym miejscu, niż w Austrii. Miałem propozycje kontynuowania kariery zagranicą, a także w Polsce. W dodatku były to kluby z górnej półki.
A konkretnie?
- (śmiech) Nie mogę powiedzieć. Były to bardziej luźne rozmowy, czyste przymiarki, niż konkretne negocjacje... Powracając jednak do wcześniejszego pytania, chyba nie mam czego żałować. Wszak za mną czternaście lat gry zagranicą w czterech różnych krajach i sporo ciekawych doświadczeń. Nie ulega wątpliwości, że zakończenie kariery w Cracovii, gdzie stawiałem swoje pierwsze kroki jako 8-latek, byłoby niezwykle przyjemne i sentymentalne. Ale być może krakowskiemu klubowi uda mi się jeszcze pomóc. Niekoniecznie na boisku.
Domyślam się, że po kilkuletnich zagranicznych podbojach raczej pan nie głoduje.
- Nie będę ukrywał, iż jest jakiś komfort psychiczny, że udało mi się wykonać zadanie i wysiłek nie poszedł na marne. Wiadomo, zawód piłkarza jest dość krótki, ale jak się gra na wysokim poziomie to jest szansa, aby odłożyć troszkę pieniążków. Ja akurat miałem to szczęście, że występowałem w reprezentacji Polski, sześciu edycjach Ligi Mistrzów, a także zdobyłem Puchar UEFA [w 2002 roku z Feyenoordem - przyp.PT]. Oprócz sukcesów czysto sportowych związane są z tym również odpowiednie profity. Także narzekać nie powinienem...
Pytanie na koniec. Czuje się pan piłkarzem spełnionym?
- Na pewno tak. Będąc jeszcze młodym chłopakiem, grałem w różnych kategoriach wiekowych reprezentacji Polski. Zaczynając od kadry trenera Piętki do lat 16, a kończąc na seniorskiej drużynie. W pierwszej reprezentacji występowałem przez sześć lat, uczestniczyłem w mundialu [rozegrał 20 minut w Korei i Japonii - przyp.PT]. W barwach trzech różnych klubów występowałem w Champions League, zdobyłem Puchar UEFA, mistrzostwo Szwajcarii, wicemistrzostwa Serbii, Austrii i Holandii. Sądzę, że te sukcesy mogą świadczyć o tym, iż jestem piłkarzem spełnionym. Przez wiele lat byłem w zagranicznych klubach i w miarę regularnie w nich grałem. Wiadomo, że każdy zawodnik ma wzloty, upadki i kontuzje, ale - odpukać - w moim przypadku wszystko płynnie przebiegało, a także bez problemu potrafiłem znaleźć swoje miejsce.