Michał Śmierciak: Jesteś zawodnikiem, a ponadto pełnisz funkcję dyrektora sportowego. Pojawiają się negatywne opinie, że jest to zachwianie klubowej hierarchii. Nie widzisz w tym problemu?
Jano Frohlich: Od trzech lat pełnię tę funkcję i dotychczas nie było głosów sprzeciwu, a nagle pojawiają się krytycy, którym to przeszkadza. Może ma to związek ze słabszą dyspozycją naszej drużyny i ludzie szukają sobie kozła ofiarnego, stąd uznali mnie za winnego. Podobnie jak zarząd, ja również pełnię funkcję dyrektora sportowego społecznie. Nie pobieram wynagrodzenia, wykonuję swoje obowiązki w czasie wolnym i staram się je wykonywać najlepiej jak potrafię. Uważam, że w ostatnich latach Sandecja zrobiła spory krok do przodu, jeszcze wiele jest do zrobienia ale najwidoczniej komuś zależy aby utrudnić nam działanie. Dodatkowo zepsuć atmosferę zarówno w drużynie, jak i wokół klubu. Moim celem jest pomoc klubowi. Kiedyś obiecałem, że wrócę do Nowego Sącza, słowa dotrzymałem i pracuję dla dobra Sandecji. Nie mam się czego wstydzić, chodzę z podniesioną głową, a dodatkowo często spotykam się z wyrazami szacunku. Nie ma wielu chętnych, żeby za darmo pomagać klubowi, wziąć na siebie odpowiedzialność, ale do oceny i wygłaszani nieuzasadnionej krytyki jest wielu chętnych.
Krytyka nasiliła się w związku z transferem Marka Kozioła oraz zamieszaniem jakie temu towarzyszyło. Zgoda na testy była przecież podbita pieczątką i podpisana przez ciebie.
- Było to uzgodnione z zarządem, więc podpisałem i wysłałem taki dokument. Wszystko co działo się później nie zależało już ode mnie, były to rozmowy między klubami, a przecież każdy z nich dbał o własny interes. Z racji tego, co już mówiłem, że do pomocy jest mało chętnych, wynika czasem zamieszanie. Gdyby w klubie pracował sztab osób, pobierał co miesiąc pensje, to wyglądało by to pewnie inaczej. Niestety tak u nas nie ma, jest nas garstka i każdy robi to, co w danym momencie jest do załatwienia. Kiedy odchodziłem z Sandecji do Bełchatowa, klub zarobił na mnie około 190 tysięcy. Później dzięki temu, że pomogłem sprowadzić Rudiego Urbana, Sandecja zarobiła na jego sprzedaży 250 tys. Jak widać przydałem się klubowi w kwestii zarobkowej, a teraz pomagam jak tylko mogę. Na boisku oraz poza nim daję z siebie maksimum dla dobra tego klubu.
Zawodnicy ze Słowacji sprowadzany przez ciebie, w większości się sprawdzili. Jaki masz system wyszukiwania ich, a później przekonywania do gry w Sandecji?
- Nie da się przecież przewidzieć czy dany zawodnik wkomponuje się w zespół, a później będzie się dobrze prezentował. Trzeba szukać człowieka z odpowiednim charakterem, chcącego grać w naszym klubie i mu pomagać, a następnie odbyć szczerą rozmowę. Należy wyjaśnić mu jak wygląda sytuacja finansowa w Sandecji, czego może się spodziewać ale też jakie ma możliwości. Nie jesteśmy bogatym klubem, ale dajemy szansę wypromowania się. Mam pewne kontakty, ludzie którzy pomagają mi na Słowacji są zaufani, więc nam się współpraca układa. Nakreślamy jaki zawodnik jest potrzebny, a później szukamy takiego za pomocą swoich kanałów. Nie ma jednak tak, że wszystkie transfery się udają czy zawodnicy przekonują nas do siebie. Są testy, jeśli przebiegną korzystnie to się ryzykuje, a co wyjdzie to pokazuje boisko. Na pewno szukam zawodników chcących tutaj grać, nastawionych pozytywnie i gotowych walczyć razem z nami.
Jak przedstawiacie im sytuację finansową klubu?
- Zgodnie z prawdą. Mówimy jakie pieniądze jesteśmy im w stanie zaoferować oraz zapewnić warunki tutaj na miejscu. Trzeba szczerze przedstawić sytuację, że może zdarzyć się w trudnym okresie jakiś poślizg miesiąc czy dwa przy wypłacie. Pierwsza liga jest bardzo droga i w wielu klubach jest ciężko. Nie można jednak wzajemnie się oszukiwać, trzeba jasno stawiać sprawę na starcie współpracy. Jednak trzeba pamiętać, że kilka lat temu była zupełnie inna sytuacja finansowa. Teraz dzięki przychylności Urzędu Miasta i ludziom odpowiedzialnym za sport, możemy liczyć na jakąś stabilność, pomagają również sponsorzy, szczególnie firmy "Wiśniowski" oraz "Fakro" i trzeba im za to podziękować. Gdyby nie te czynniki to nie mielibyśmy pierwszej ligi, tych miłych chwil z dwóch ostatnich lat i tej klasy zawodników jakich mamy teraz. Perspektywy są i trzeba o nich mówić.
W drużynie jest obecnie grupa Słowaków, nie powoduje to podziałów ?
- Nie zwracamy uwagi na to, kto pochodzi z jakiego kraju. Nie liczy się narodowość ale charakter danego zawodnika i to, w jaki sposób potrafi się wkomponować w drużynę. Aklimatyzacja to proces mogący przebiegać w różny sposób, dlatego trzeba do tego podchodzić z rozwagą i zachowaniem pewnych czynników. Jestem Słowakiem, w Polsce gram od trzynastu lat, a prawie dziewięć w Sandecji, dlatego wiem jakie są różnice między Polakami i Słowakami. Nie widzę tutaj podstaw do podejrzewania problemu w temacie współpracy. Wiem, że pojawiają się negatywnie opinie na temat sprowadzania moich rodaków, ale nie traktuje tego poważnie. Powtarzam, że w Sandecji nie ma podziałów na narodowości, ale wszyscy jesteśmy drużyną i walczymy we wspólnym celu. Powrócę do argumentu, jaki już podawałem, że te głupie komentarze pojawiają się w celu zepsucia atmosfery i zrobienia klubowi negatywnego wizerunku.
Czyli plotka jakoby Jano Frohilch rządził w klubie i ustalał skład nie jest prawdziwa?
- Oczywiście, że jest to kompletna bzdura. We wszystkich latach, bez względu na to jaki trener prowadził Sandecję w danym okresie, nigdy nie dostałem miejsca w składzie za darmo. Na każdym treningu zawsze daje z siebie maksimum, angażuje się w stu procentach, a decyzja należy do trenera. Widzisz to jest właśnie produkowanie plotek przez osoby nie mające wiedzy, jak to wszystko wygląda wewnątrz. Nie tak dawno pojawiały się w mediach stwierdzenia o mnie, "ikona Sandecji", a dziś często te same osoby mnie szkalują. Opowiadanie wyssanych z palca głupot jest łatwe, trudniej jest podjąć wyzwanie, pracować pod presją i w trudnych warunkach, tylko dla dobra ogółu. Czasami ktoś robi nagonkę, atakuje mnie czy ludzi pracujących w klubie, a sam nic nie robi. Gdyby zadać takiej osobie pytanie, co zrobiła dla dobra klubu to byłaby cisza. Może tymi słowami się komuś narażę, ale wiele negatywnych plotek rozsiewają ludzie mianujący się przyjaciółmi klubu, a wcale nie zależy im na dobru Sandecji. Czasem ktoś ma żal do klubu, jacyś byli zawodnicy, działacze czy ludzie nieprzychylni i taki sposób znaleźli żeby zaatakować.
Porównując obecny skład do tego z jesieni, który jest mocniejszy?
- Ciężko powiedzieć, bo wiesz jak to jest. W rundzie jesiennej na papierze nasz skład wyglądał na bardzo mocny, nazwiska były przecież ciekawe. Jak pokazało życie, nazwiska nie grają tylko liczy się kolektyw. Piłka nożna ma to do siebie, że co pół roku coś w składzie się zmienia i wtedy trzeba budować drużynę od nowa. To nie jest proste zadanie, wymaga też trochę czasu i dobrej współpracy między zawodnikami, ale też pomiędzy drużyną a trenerem. Jesteśmy dobrze nastawieni do wiosny, po intensywnym obozie przygotowawczym, dlatego trzeba być optymistą.
Prezes Danek wyznaczył trenerowi cel, którym jest piąte miejsce w lidze. Sądzisz, że jest to realne i czy ustalanie konkretnego miejsca do wywalczenia ma jakikolwiek sens w waszej sytuacji?
- Moim zdaniem nie o to chodzi. Grać trzeba zawsze z pełnym zaangażowaniem, ambitnie walczyć i z optymizmem patrzeć przed siebie. Nie można też oceniać zespołu po pół roku, bo to za mała perspektywa. Sandecja słynie z tego, że nawet pomimo trudności zawsze pokazuje charakter na boisku. Trochę nam się ostatnio wymknęły pewne rzeczy spod kontroli, ale w myśl tej zasady trzeba naprawić pewne sprawy i znów będzie dobrze. Przez dwa lata byliśmy w czołówce, chwalono nas za grę, a teraz niestety przytrafił się słabszy okres. Nie można jednak narzekać, Sandecja kiedyś była w czwartej lidze, później w trzeciej, a dzisiaj mamy pierwszą. Było blisko awansu, niestety nie udało się ale przecież to nie jest ostatnia szansa. Sandecja ma 102 lata, piękną historię i jeszcze wiele sukcesów ją czeka. Trzeba ciężko pracować, tworzyć wokół klubu dobrą atmosferę i będzie nam wszystkim łatwiej. Nie chcę określać, które miejsce nas interesuje na koniec sezonu.
Zapowiedź walki o ekstraklasę, nie za wcześnie pojawiły się takie plany?
- Może za wcześnie. Najbliżej awansu byliśmy w pierwszym roku, Widzew był poza naszym zasięgiem, jednak Górnik miał kryzys. Tylko wywalczyć awans i wtedy co dalej? Nie gralibyśmy w Nowym Sączu, nie byłoby atmosfery występowania w domu, mniej naszych kibiców mogłoby nas wspierać. Nie miałoby to większego sensu, patrząc teraz z perspektywy. Być może awans nakręciłby koniunkturę, napłynęliby sponsorzy i znalazły się środki zarówno na drużynę, jak i na stadion oraz zaplecze. Trzeba szanować to co jest, małymi kroczkami budować w Sandecji mocny ośrodek piłkarski i przygotować się na wejście do ekstraklasy, a później zadomowienie się tam na stałe. Pewnych problemów nie da się przeskoczyć, rzeczywistość jest taka, a nie inna. Mimo wszystko, na boisku na pewno nie zabraknie nam sił ani zaangażowania.
Masz swoje lata, myślisz już o zakończeniu kariery? A może wyznaczyłeś sobie cel, że skończysz zawodowo grać w piłkę dopiero po wprowadzeniu Sandecji do ekstraklasy?
- Awans do ekstraklasy nie jest zależny od jednego zawodnika. Musi być wszystko poukładane w klubie i zawodnicy grający w drużynie muszą prezentować poziom odpowiedni do wymagań ekstraklasy. Wtedy dopiero można awansować, czy ze mną w składzie czy już beze mnie. Życzę Sandecji i kibicom aby w Nowym Sączu była ekstraklasa. Wiadomo lata uciekają, ale dopóki będę potrzebny i nie będę odstawał od młodszych zawodników to będę chciał grać. Chętnie pomagam drużynie, dzielę się swoim doświadczeniem, ale nic na siłę. Nie mam zamiaru trzymać się gry za wszelką cenę, nawet kiedy będę widział, że nie daje rady. To zupełnie do mnie nie pasuje. Nie mam problemów z kontuzjami, ostatnią przerwę miałem około dwa lata temu, kiedy sześć meczów odpuściłem. Statystyki mówią, że rozgrywam po około trzydzieści spotkań w sezonie i myślę, że nie jest to mało. Na razie nie mam planów dotyczących końca kariery, zobaczymy co życie przyniesie.
Kiedy taki moment jednak nadejdzie, to jak widzisz swoją przyszłość po zakończeniu kariery?
- Byłbym bardzo zadowolony, gdybym miał możliwość pracować w Sandecji po zakończeniu kariery. Nie wiadomo jednak, jak potoczy się życie, bo pewnych spraw nie da się przewidzieć. Chciałbym zostać przy sporcie na pewno, jeśli nie tutaj to może na Słowacji. To bardzo trudne pytanie. Dobrze czuje się w Nowym Sączu i chętnie zostałbym tutaj. Czas pokaże jednak co będzie, dla piłkarza po zakończeniu kariery jest kilka możliwych stanowisk, jakie może pełnić ale jak mówię nie mam jeszcze takich planów. Kiedy przyjdzie na to odpowiedni moment, wtedy będę się zastanawiał.