Podkręcone tempo Legii: Gryf między Polonią a GKS-em

Piłkarze Legii Warszawa rozgrywają obecnie po dwa mecze w tygodniu: poza zmaganiami w T-Mobile Ekstraklasie bronią zdobytego w ubiegłym sezonie Pucharu Polski.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

W miniony piątek Wojskowi zremisowali bezbramkowo z Polonią Warszawa. Wynik okazał się niezadowalający dla obu stron, jednakże większy zawód panował w obozie Legii. - Oczywiście, że straciliśmy dwa punkty, bo przed meczem wszyscy liczyliśmy na komplet - przyznał kapitan klubu z Łazienkowskiej, Ivica Vrdoljak. - To był taki walczący mecz, bo kibice mogli zobaczyć tylko walkę. Legia nie wydobyła z siebie tych umiejętności, jakie ma. Nie pokazaliśmy się z tej lepszej strony, bo gdyby tak się stało, to myślę, że mecz poszedłby w odwrotnym kierunku. Myślę, że wtedy byśmy wygrali. Niestety, nie udało się i ten remis boli. Nie udało się zrewanżować za porażkę w rundzie jesiennej. Mamy jeszcze wszystko w swoich rękach, trzeba podnieść głowy do góry i walczyć dalej. Zgadzam się z kolegami, że w takim meczu bardzo ważne jest, żeby nie stracić bramki. Dobrze, że w piątym spotkaniu nie straciliśmy bramki, ale mnie bardziej boli to, że nie strzeliliśmy żadnej - nie ukrywał Chorwat.

- Musimy teraz w każdym meczu walczyć o punkty, żeby utrzymać naszą obecną pozycję. Polonia grała dwoma napastnikami i takie było nasze zadanie: zneutralizować ich. Myślę, że całkiem dobrze nam to wychodziło: nie mogli się rozwinąć. Tylko szkoda, że nie zdobyliśmy bramki - podkreśla Janusz Gol. - Dla nas to tylko 0:0, bo na własnym stadionie chcieliśmy odnieść inny rezultat. Zabrakło nam trochę atutów z przodu - w podobnym tonie wypowiadał się Jakub Rzeźniczak.

O tym, że spotkanie było waleczne, a ten fakt można było odbierać dosłownie, świadczyły "rany" z pola bitwy, jakie odnieśli niektórzy zawodnicy Legii. - Dostałem w jednym z pojedynków główkowych pod oko, ale taki jest futbol: czasem trzeba oberwać tak jak ja - wyjaśnił "Rzeźnik", jeden z poszkodowanych.
Polonia, Gryf, GKS - trzy spotkania w 8 dni. Polonia, Gryf, GKS - trzy spotkania w 8 dni.
Jednak czasu na rozpamiętywanie bezbramkowego remisu w derbach stolicy nie ma, albowiem już we wtorek legioniści rozegrają rewanżowe spotkanie w ramach 1/4 finału Pucharu Polski z Gryfem Wejherowo. Tuż po pierwszym meczu, wygranym przez podopiecznych Macieja Skorży 3:0, włodarze pomorskiego klubu podkręcili nieco atmosferę, składając protest do PZPN, a nad warszawską drużyną zawisło teoretyczne przyznanie walkowera. Zarówno szkoleniowiec zespołu z Łazienkowskiej, jak i przedstawiciele klubu utrzymywali, że dopełnili wszelkich formalności, nie obawiając się tym samym walkowera. Tak też się stało, Wydział Gier PZPN w poniedziałkowe południe protest Gryfa odrzucił, a zawodnicy spokojnie przygotowywali się do rewanżu. - Ten mecz na pewno ma znaczenie, w końcu to kolejna faza Pucharu Polski. Musimy go wygrać, mimo że mamy przewagę trzech bramek. Musimy pokazać determinację, w końcu chcemy awansować dalej - przekonywał Janusz Gol. Tuż przed pierwszą potyczką z wejherowianami Legia rozegrała sparing z IV-ligową Pilicą Białobrzegi. Warszawianie rozgromili przeciwnika 11:0. Jednakże spotkania z Gryfem sparingowo nie traktują. - Teraz jest Puchar Polski i podchodzimy do tego poważnie - zapewnił Gol. Niedługo po pucharowym meczu przyjdzie czas na kolejną ligową potyczkę. Tym razem na Łazienkowską zawita GKS Bełchatów. - Wszystkie spotkania, jakie u siebie rozgrywamy, będą wyglądały podobnie, to znaczy przeciwnik będzie stał praktycznie w "11" na swojej połowie i starał się wyprowadzać kontrataki. Musimy utrzymywać się przy piłce, grać cierpliwie, stwarzać sytuacje i - co najważniejsze - zdobywać bramki - nie ukrywał Jakub Rzeźniczak.
Na razie trener Skorża ma więcej powodów do zadowolenia Na razie trener Skorża ma więcej powodów do zadowolenia
A trener Maciej Skorża podsumował krótko: - Ta drużyna świetnie się czuje w rytmie grania co trzy dni.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×