Jagiellonia zasłużenie pokonała Górnika Zabrze w meczu 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy, będąc zespołem zdecydowanie lepszym zwłaszcza w pierwszej połowie potyczki przy Słonecznej. W poprzednich meczach żółto-czerwonych do zwycięstw prowadził będący w świetnej dyspozycji Maciej Makuszewski. W sobotę młody pomocnik Jagi musiał boisko opuścić po niewiele ponad kwadransie gry.
Mijała bowiem 16. minuta spotkania, kiedy pomocnik białostoczan urwał się Michałowi Bembenowi na lewym skrzydle i gospodarze wyszli z groźną kontrą. Poza polem karnym interweniować zdecydował się Łukasz Skorupski, ale młody golkiper Górnika w tej sytuacji przeszarżował. Kiedy dobiegł do Makuszewskiego ten był krok przed nim i przy próbie wybicia piłki wślizgiem nie zdołał trafić w futbolówkę, lecz prosto w nogi szarżującego gracza Jagi.
Decyzja arbitra wydawała się w tej sytuacji oczywista i bramkarz zabrzan powinien wylecieć z boiska z czerwoną kartką. Tak się jednak nie stało. Arbiter uznał bowiem, że Skorupski nie był ostatnim broniącym zawodnikiem gości w tej sytuacji, a starcie miało miejsce na skrzydle i nie gwarantowało, że po minięciu bramkarza Makuszewski znajdzie się w klarownej sytuacji strzeleckiej. W efekcie tego wywodu golkiper gości obejrzał tylko żółtą kartkę.
Poszkodowany w tej sytuacji pomocnik Jagiellonii z kontuzją musiał opuścić boisko. Po meczu nie ukrywał rozgoryczenia. - Jestem ciekaw czy jakby pana sędziego ktoś tak kopnął, to też pokazałby tylko żółtą kartkę. Dla mnie "czerwień" była w tej sytuacji ewidentna. Dziwi mnie ta decyzja tym bardziej, że ja nie dokończyłem tego spotkania, a Skorupski bronił do końca - przyznaje zawodnik białostockiej drużyny.
Póki co nie wiadomo jak poważny może być uraz gracza Jagi. - Bezpośrednio po zejściu z boiska udałem się do szatni, gdzie dostałem zastrzyk ze środkiem znieczulającym. Czekają mnie jeszcze szczegółowe badania i niewykluczone, że konieczny będzie zabieg. Najbardziej pozytywne wieści głoszą, że mogę wrócić do treningów w czwartek. Tych hiobowych nie chcę w ogóle słuchać, bo liczę, że na wiosnę wybiegnę jeszcze na boisko - uśmiecha się smutno pomocnik drużyny ze stolicy Podlasia.
Do pojednania zawodników doszło jeszcze w trakcie meczu i bezpośrednio po nim. - Kiedy leżałem na boisku Skorupski podszedł do mnie i mnie przeprosił. Po meczu nie umieliśmy się spotkać, ale Łukasz Tymiński raz jeszcze przekazał mi przeprosiny od niego. Wydaje mi się, że on tego nie zrobił z premedytacją, po prostu spóźnił się ze wślizgiem. Taka jest piłka. Na boisku czasami oberwie się mocniej niż bokser w ringu, ale wydaje mi się, że będę żył - puentuje gracz drużyny ze Słonecznej.