Pechowe końcówki Śląska Wrocław

Zespołowi Śląska Wrocław w 2012 roku wyraźnie nie idzie. Gdyby jednak aktualni wicemistrzowie Polski zachowali większą koncentrację w ostatnich minutach spotkań, to dziś na swoim koncie mieliby kilka punktów więcej, co skutkowałoby pozycją lidera T-Mobile Ekstraklasy.

Artur Długosz
Artur Długosz

Na trzy kolejki przed końcem rozgrywek w T-Mobile Ekstraklasie piłkarze Śląska Wrocław plasują się na trzeciej pozycji w tabeli. Do prowadzącej Legii wrocławianie tracą jednak zaledwie dwa punkty, a drugi chorzowski Ruch zespół WKS-u wyprzedza o jedno oczko.

Wysoka pozycja w tabeli nie zmienia jednak faktu, że zielono-biało-czerwonym w 2012 roku ewidentnie nie idzie. W dziesięciu rozegranych do tej pory meczach ligowych podopieczni Orest Lenczyka zdobyli zaledwie dziesięć oczek. Przewaga, którą wrocławianie mieli po zakończeniu rundy jesiennej, została już dawno roztrwoniona.

W tym roku zespół z Wrocławia wygrał zaledwie dwa razy - 3:0 z Cracovią i szczęśliwie 1:0 z PGE GKS-em Bełchatów. Dodatkowo wicemistrzowie Polski cztery razy zremisowali i tyle samo razy musieli znieść gorycz porażki.

Tych zwycięstw, a zarazem punktów, mogło być jednak więcej. W meczu z Widzewem, rozgrywanym w Łodzi 4 marca, Śląsk po upływie regulaminowych 90 minut prowadził 2:1. W ostatniej akcji spotkania zawodnicy Widzewa zdołali jednak strzelić bramkę i doprowadzić do stanu 2:2. W taki sposób drużynie WKS-u uciekły dwa punkty. Podobna sytuacja miała miejsce w potyczce z 26. kolejki. Wtedy piłkarze Oresta Lenczyka rywalizowali w Bielsku-Białej z Podbeskidziem. Śląsk prowadził 1:0, lecz w 90. minucie dał sobie strzelić gola i znów stracił dwa punkty.

Do tego dodać można ostatnie spotkanie z Lechią Gdańsk. W nim piłkarze Śląska bardzo długo grali w dziesiątkę po tym, jak z boiska wyleciał Tadeusz Socha. Za sprawą Łukasza Gikiewicza zespół z Wrocławia objął jednak prowadzenie, a potem rozpaczliwie się bronił. Marian Kelemen pomiędzy słupkami dwoił się i troił, ale skapitulował w 83. minucie. - Szkoda, że nie dowieźliśmy zwycięstwa. Mieliśmy szansę na wygraną, ale straciliśmy bramkę w ostatnich minutach spotkania. To boli, jak każda strata gola w takim fragmencie gry - skomentował po ostatnim gwizdku sędziego Gikiewicz. - W jednej sytuacji zabrakło dokładności w kryciu i zremisowaliśmy. Straciliśmy dwa punkty - dodał Przemysław Kaźmierczak.

Zdanie "straciliśmy punkty" z ust piłkarzy Śląska zostało wypowiedziane już nie pierwszy raz. Ostatni kwadrans w tym roku wybitnie nie jest najprzyjemniejszym momentem dla wicemistrzów Polski. Przypomnieć można także, że w spotkaniu z Ruchem Chorzów wrocławianie gola dali sobie strzelić w 77. minucie, a z Koroną Kielce w 76. Do tego doliczyć można jeszcze spotkanie z Lechem w Poznaniu. Tam w 90. minucie doskonałą okazję na doprowadzenie do remisu miał Dalibor Stevanović, ale trafił on w słupek. Kilkadziesiąt sekund po tym wydarzeniu lechici zdobyli gola na 2:0.

Gwoli sprawiedliwości jednak trzeba zaznaczyć, że wrocławianie zwycięstwo z PGE GKS-em Bełchatów "załatwili" sobie strzelając bramkę w 84. minucie. Wtedy to jedenastkę wykorzystał Cristian Diaz.

Na obecną chwilę Śląsk mógłby mieć przynajmniej cztery punkty więcej, gdyby w samych końcówkach nie stracił bramek w Łodzi i Bielsku-Białej. Cztery punkty więcej dawałyby pozycję lidera tabeli. Tak się jednak nie stało i zielono-biało-czerwoni plasują się aktualnie na trzecim stopniu podium. Jak mówi stara piłkarska zasada - gra się do ostatniego gwizdka sędziego. Piłkarze Śląska, jeżeli myślą o zajęciu wysokiej lokaty w tabeli, w pozostałych trzech meczach muszą być skoncentrowani do ostatniej sekundy. - Pozostały nam trzy mecze, dziewięć punktów do zdobycia i teoretycznie mamy szansę na mistrzostwo Polski - podsumowuje Łukasz Gikiewicz.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×