Dajemy z siebie wszystko - rozmowa z Krzysztofem Trelą, pomocnikiem Stali Stalowa Wola

Przed sezonem zapewne nikt w mieście jedynego przedstawiciela Podkarpacia w pierwszej lidze nawet nie przypuszczał, że zielono - czarni będą mieli tak dobry początek. W sobotę Stal w Kielcach przegrywała już 2:0, by ostatecznie odnieść zwycięstwo. Przy bramkach dla Stalowców duży udział miał testowany przed sezonem właśnie przez Koronę Kielce Krzysztof Trela.

Artur Długosz: Jak Krzysztof Trela oceni spotkanie Stali Stalowa Wola z Koroną Kielce. Stalówka odniosła dość niespodziewane zwycięstwo.

Krzysztof Trela: Przegrywaliśmy 2:0, później ta czerwona kartka dla piłkarza Korony. Wiedzieliśmy, że znajdziemy w końcu okazję, widzieliśmy, że rywale są zmęczeni. Widać było to po nich. Nie poddawaliśmy się. Przy takiej publice i przy tak wspaniale dopingujących nas naszych kibicach, którzy cały czas wspierali nas miło nam się grało. Udało nam się zdobyć trzy bramki na takim terenie. To na pewno wielka frajda. Cieszymy się, choć większość kibiców chyba nie wierzyła w to, że uda nam się osiągnąć taki właśnie wynik. Na tak trudnym terenie z trzech punktów jesteśmy bardzo zadowoleni.

Stal jeszcze tak nie grała, przegrywacie dwoma bramkami, a ostatecznie wygrywacie spotkanie.

- No nie grała (śmiech). Różnie to bywa. Czasem trzeba strzelić gola, a czasem trzeba stracić bramkę. Drugiego gola moim zdaniem straciliśmy za łatwo, ale trzeba się podnieś z kolan, trzeba walczyć, bo nie po to wychodzi się na boisko, żeby tylko pobiegać dziewięćdziesiąt minut. Było wiele możliwości. Mieliśmy jeszcze kilka sytuacji, mogliśmy jeszcze kilka bramek strzelić. Trzeba jednak przyznać, że Andradina strzelił w poprzeczkę przy wyniku 2:0, to spotkanie mogło się naprawdę różnie zakończyć.

Czy to, że straciliście bramki wynikało z indywidualnych błędów?

- Nie wiem, trudno mi ocenić. Na pewno będziemy ten mecz analizować. Z mojego punktu nie wiem jak to wszystko wyglądało.

Dla pana jako zawodnika, który był na treningach w Koronie ma to szczególny wymiar, że wygraliście właśnie z Koroną na ich stadionie?

- Na pewno chciałem się pokazać tutaj przed własną publicznością. Wychowałem się tu na tej ziemi, cieszę się, że miałem udział przy zdobytych bramkach i przyczyniłem się do wygranej Stalówki.

Stalówka jest wiceliderem tabeli, liczyliście na coś takiego przed rozpoczęciem rozgrywek?

- Gdzieś skromnie, tak można powiedzieć. Mocno przepracowaliśmy ten okres. Każdy pracuje, żeby znaleźć się w pierwszej jedenastce. Potwierdza to, że fizyczne dobrze wyglądamy i wszystko jest jak najlepszym porządku.

Gracie o awans?

- Nie no chyba raczej nie, chociaż jak się uda i będziemy mecze wygrywać to dlaczego nie?

Kto był najlepszym piłkarzem Stali w sobotnim meczu?

- Najlepszym piłkarzem Stali? Myślę że Tomek Wietecha. Mimo wszystko jakoś tak jak gramy boisku bezpiecznie się czujemy mając go za plecami. Potrafi w niektórych momentach krzyknąć, zareagować. Wyzwala to w nas taką dodatkową siłę i energię, że chcemy to dalej ciągnąć, grać ofensywniej. On był taką postacią numer jeden w tym spotkaniu.

Co jest sekretem tego, że jesteście tak dobrze przygotowani fizyczne? Korona w ostatnich minutach ledwo poruszała się po boisku, a wy graliście w pełnym biegu, zaangażowaniu. To widać już w kolejnym meczu.

- Chodzimy na treningi, dajemy z siebie wszystko. Nikt się nie oszczędza i myślę, że to są takie skutki tego, że potrafimy przez dziewięćdziesiąt minut być na praktycznie pełnych obrotach.

Co powiesz o Koronie Kielce?

- Oni są sami wielką niespodzianką. Wielu zawodników odchodzi, gra dużo młodych chłopaków, ale to ich problem. Po prostu my się cieszymy z tego, że na takim terenie udało nam się zdobyć te trzy punkty.

Kluczowy moment dla was to zejście Bednarka?

- Na pewno. Jeden z lepszych zawodników Korony schodzi za czerwoną kartkę. Wiedzieliśmy, że jeśli nie w tym momencie, to ciężko będzie strzelić bramkę. Ruszyliśmy, udało się i druga, a później trzecia w konsekwencji bramka.

Za tydzień kolejny mecz z ligowym faworytem?

- Zagłębie, nie da się ukryć też jest ekipą, która chce awansować. Będziemy chcieli utrzeć im nosa i zobaczymy co się wydarzy na boisku w sobotę.

Zagrał pan jako lewoskrzydłowy, wcześniej występowałeś i na prawej pomocy i w środku pola. Gdzie jest właściwie pana miejsce na boisku?

- Przyznam się, że to czwarty mecz, a ja gram na kolejnej, innej pozycji. W sobotnim spotkaniu dobrze grało mi się na lewej stronie. Będę grał tam, gdzie mnie wystawi trener Stali i będę się starał wywiązywać z powierzonych mi funkcji jak najlepiej.

Dobrze się chyba panu współpracuje z Abelem Salami. Widać, że coraz lepiej się rozumiecie.

- Widać, że jest to kumaty chłopak. W ogóle styl 4-2-3-1 jest to taki system, który drużyna preferuje i do którego się przyzwyczailiśmy. Dobrze to wygląda. Gramy skutecznie, strzelamy bramki. Mimo wszystko oczywiście je tracimy, ale taki jest futbol. To jest dla kibica.

Z ustawienia Stali na początku meczu z Koroną Kielce wyglądało, jakbyście mieli grać na remis.

- Na pewno wiedzieliśmy, że Korona ruszy od pierwszych minut i będzie chciała strzelić bramkę, uspokoić sobie grę. My musieliśmy wyjść z defensywy i liczyć kontrataki. W pierwszej połowie sędzia nie podyktował ewidentnego rzutu karnego na Salami, także też trochę nie ładnie z jego strony. Boczny arbiter już widziałem praktycznie podnosił chorągiewkę, później prezent dla Abela od bramkarza Korony, niestety znowu nie wykorzystany. Później strzeliliśmy jednak bramki i poczyniliśmy duży krok do tego, żeby w sobotę pokonać nawet Zagłębie.

Po pierwszych czterech kolejkach Stal jest wiceliderem tabeli. Liczyłeś na to przed sezonem?

- Powiem szczerze, że w pierwszych trzech meczach liczyłem na dziewięć punktów. W Poznaniu przegraliśmy wygrany mecz. Różnie to mogłoby się potoczyć, gdybyśmy tam odnieśli zwycięstwo, a w Kielcach ponieśli porażkę. Nikt by chyba nie płakał. Fajna to jednak sprawa w czterech meczach zdobyć dziewięć punktów. Osobiście po cichu na to liczyłem, lecz chyba nie w stu procentach.

Komentarze (0)