Motor Lublin w środę pokonał w derbowym pojedynku w Stalowej Woli miejscową Stal. Jedynego gola dla ekipy z Lubelszczyzny zdobył były zawodnik Stalówki Igor Migalewski. Dla napastnika Motoru to już kolejne trafienie na stadionie przy ulicy Hutniczej od momentu kiedy opuścił klub z Podkarpacia. - Mecz zakończył się naszym zwycięstwem i cieszę się z tego. Obie ekipy walczyły w tym spotkaniu. Ja osobiście jestem zadowolony po tej potyczce. Strzeliłem gola, po raz drugi przeciwko Stali w Stalowej Woli. Wcześniej udało się trafić do siatki, kiedy grałem w Otwocku. Niemniej jednak czas spędzony w Stali wspominam bardzo miło. Mam chyba szczęście do tego stadionu. Nie wiem dlaczego akurat przeciwko Stali udaje mi się zawsze zdobyć gola. Staram się każdemu rywalowi strzelić bramkę. Stal miała trzy sytuacje i nie udało się im zdobyć gola. My mieliśmy jedną i trafiliśmy do siatki Stalówki - powiedział Migalewski.
Jedyne trafienie było dość specyficzne, bowiem nic nie wskazywało na to, że piłka znajdzie drogę do siatki. Bramkarz Stalówki Bartłomiej Dydo miał już właściwie futbolówkę w rękach, kiedy ta nagle zmieniła lot i zakręciła tuż przed nim. Kibice przecierali oczy ze zdumienia i nie mogli uwierzyć w to, co się stało. - Na treningach trenuje takie uderzenia. Bramkarz nie wie jak ta piłka poleci. Futbolówka najpierw szła prosto a później zakręciła myląc golkipera Stalówki - dodał Ukrainiec, który jest blisko zdobycia tytułu króla strzelców. - Jestem liderem klasyfikacji strzelców i jest szansa, że nim zostanę. Koledzy z drużyny podają mi piłki i ja wykańczam akcje - kontynuuje. .
Drużynę Motoru po raz pierwszy prowadził Mariusz Sawa, który nie tak dawno był trenerem Wisły Puławy. Władze ekipy z Lublina po porażce drużyny ze Zniczem postanowiły zmienić szkoleniowca. - Nie zdziwiła nas zmiana trenera. Jeśli wynik jest słaby to następują rotacje na ławce trenerskiej. Wszystko jest do czasu. Taki jest po prostu los trenerski - powiedział Migalewski. Początki Sawy w klubie wcale łatwe nie były. W trakcie potyczki w Stalowej Woli opiekun Motoru pytał zawodników z ławki o nazwiska graczy, którzy są na boisku. - Nie znam wszystkich graczy. Z zespołem jest od poniedziałku. Nie było jeszcze za bardzo czasu, aby coś poprawić. Wiadomo, że fizycznie kulejemy. Nie wiem jeszcze na jakie pozycje mogę postawić danego gracza - powiedział po zawodach trener Motoru.
Wynik środowej potyczki mógłby być inny, bowiem Motor grał przez całą drugą połowę w osłabieniu, gdyż czerwoną kartkę ujrzał Damian Falisiewicz. Szkoleniowiec ekipy z Lublina po meczu zapytany czy kartka była słuszna nie był w stanie dać jednoznacznej odpowiedzi. - Ja nie widziałem sytuacji z czerwoną kartką. Sędzia podszedł do mnie i powiedział, że kartka była ewidentna. Mój zawodnik powiedział, że go nie dotknął. Powinienem ufać swojemu graczowi. Z kolei inny piłkarz Motoru powiedział, że wyglądało to jakby go kopnął. Skoro była kartka to trzeba się z tym pogodzić. Nie będę mógł skorzystać w następnym meczu z Falisiewicza i to jest nasz następny problem. My wiemy jaki jest ten inny - zakończył tajemniczo Mariusz Sawa. Wygląda na to, że po powstaniu spółki sytuacja finansowa klubu wcale nie uległa poprawie.
Udany debiut Sawy w Motorze. Problemy w klubie nie zniknęły?
Motor Lublin po dobrej rundzie jesiennej miał walczyć o awans do pierwszej ligi. Gracze z Lubelszczyzny nie zagrali jednak na miarę oczekiwań kibiców. Udanie pracę w klubie rozpoczął Mariusz Sawa.
Źródło artykułu: