Frączczak: Niech fart zostanie z nami

Portowcy zebrali siły i próbują szturmować miejsca premiowane awansem. Nareszcie wygrali dwa mecze z rzędu, w niezłym stylu, choć w najskromniejszym możliwym wymiarze. Do bramki GKS-u Katowice trafił Adam Frączczak, prawdopodobnie najbardziej uniwersalny gracz w talii trenera Tarasiewicza.

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski

Spotkanie długo nie układało się według wymarzonego przez Pogoń scenariusza. Szczecinianie potrzebowali prawie całej pierwszej połowy, aby złapać rytm i zepchnąć GKS Katowice do defensywy. W 26. minucie od straty gola uchronił ich słupek, wcześniej do kilku interwencji został zmuszony Bartosz Fabiniak.

- Zwycięstwo na pewno nie przyszło bezproblemowo, podobnie zresztą jak inne w tej rundzie. Podejrzewam, że przy takim przebiegu widowiska, jeszcze niedawno stracilibyśmy gola albo dwa, gdyż wcześniej brakowało nam piłkarskiego farta. Teraz przeszedł on na naszą stronę i oby został z nami już do końca. Mamy na koncie bardzo ważne punkty, które dają nadzieje na awans - komentował Adam Frączczak.

Uniwersalny zawodnik został bohaterem potyczki kilka minut po przerwie. Frączczak przejął wybitą piłkę w okolicy szesnastego metra, znalazł wolne miejsce i huknął obok bezradnego Jacka Gorczycy. Piłkarz, który w tym roku zagrał we wszystkich formacjach od obrony po atak, niezależnie od pozycji udowadnia, że ma nosa do arcyważnych trafień.
Adam Frączczak i jego koledzy gonią liderów ligi. Czy zdążą? Adam Frączczak i jego koledzy gonią liderów ligi. Czy zdążą?
- Dokładnie o takim uderzeniu myślałem przed kopnięciem piłki. Może nie wpadła ona idealnie przy słupku, ale w wolnym narożniku, w który musiałem przymierzyć - opowiadał. - W sobotę mieliśmy dzień na radość, od niedzieli skupiamy się tylko na starciu z Zawiszą. To dla nas kolejny mecz z serii "o wszystko", które będziemy grać już do samego końca ligi. Potrzebujemy zwycięstw. Bez nich pożegnamy się z marzeniami o promocji - zachował spokój Frączczak.

W ostatnich minutach niewiele zabrakło, aby szczecinianie przystępowali do meczu w Bydgoszczy nie w radosnych, a minorowych nastrojach. 89. minuta przyniosła groźną wrzutkę z lewego skrzydła, po której GKS był o krok od wyrównania. Nikt z przyjezdnych nie zdołał jednak przeciąć lotu piłki i wepchnąć ją do siatki.

- Może nie uratowały nas centymetry, ale faktycznie zrobiło się niebezpiecznie. Piłkę do bramki mogliśmy wbić sobie też sami, bo wycofywaliśmy się w pole karne. Od razu spojrzeliśmy sobie po twarzach, ale... nie na sensu roztrząsać tej sytuacji. Nie jesteśmy dziś w takiej dyspozycji, aby uniemożliwić każdemu rywalowi podejście pod naszą bramkę. Każdy zdoła zbudować jakąś akcję albo zagrozić nam po stałym fragmencie, które stały się naszą bolączką. Ostatecznie zachowaliśmy czyste konto i zrobimy wszystko, by tak samo było w Bydgoszczy - zapowiedział zdobywca złotego gola.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×