Golkiper GieKSy po meczu z Wartą: To się dla nas źle skończy

GKS Katowice mimo ambitnej postawy nie zdołał wygrać pierwszego meczu w tym sezonie. W środowy wieczór śląska drużyna podzieliła się punktami z Wartą Poznań, dopisując pierwsze oczko do tabeli I ligi.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Po dwóch meczach I liga nastroje w GKS-ie Katowice nie są najlepsze. Drużyna z Bukowej zgromadziła dotąd raptem jeden punkt, oba spotkania rozgrywając na własnym stadionie. Po porażce z ŁKS Łódź na inaugurację rozgrywek, w środę GieKSa podzieliła się punktami z nieprzewidywalną Wartą Poznań. - Ten remis można uznać za sprawiedliwy, ale i tak to boli, bo zwycięstwo w tym meczu było blisko - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Witold Sabela, bramkarz katowickiej drużyny.

Bramka dla Warty padła w tym meczu w specyficznych okolicznościach. Tomasz Magdziarz zdecydował się na płaski strzał po ziemi z ok. 25 metrów, żaden z obrońców nie zblokował futbolówki, przez co ta po rękach bramkarza wpadła do siatki. - Piłki, którymi gra się w tej lidze są trudne do obliczenia. Są lekkie, przez co latają jak chcą. Nie widziałem tej piłki, a kiedy już zobaczyłem, to nagle spadła mi przed nosem. Muszę podejść do tego jak mężczyzna. Biorę to na siebie, bo tę piłkę "miałem" - podkreśla golkiper GieKSy.

O ile przy bramce dla poznańskiej drużyny Sabela mógł zachować się lepiej, o tyle swoje winy w pełni odkupił kilkoma świetnymi interwencjami m.in. w drugiej połowie broniąc sytuację sam na sam z Bartłomiejem Pawłowskim. Ze świetnej strony pokazał się w tym meczu także vis a vis "Witka" w bramce Warty, Łukasz Radliński. - Taką na boisku mamy robotę i z tego jesteśmy rozliczani. Nie możemy rozgrywać piłki, czy strzelać bramek, choć czasami bardzo by się chciało wybiec i kolegom pomóc. Zwłaszcza w takim meczu, jak ten, kiedy zwycięstwa jesteśmy o włos - przyznaje gracz śląskiej drużyny.

W odpowiedzi na trafienie Warty, piłkę do siatki drużyny ze stolicy Wielkopolski skierował Adrian Napierała. Było to trafienie na wagę jednego punktu, ale i tak nikt w Katowicach nie bierze tego oczka za zdobycz. - Bardziej towarzyszy nam niedosyt, że to tylko jeden punkt, niż radość, że go zdobyliśmy. Punkt zdobyty w dwóch meczach na własnym stadionie, to mizerny wynik i wszyscy mamy tego świadomość. Kibice oczekują od nas zwycięstw, a my musimy stawić czoła temu wyzwaniu - wskazuje Sabela.

Sytuacja GieKSy nie jest godna pozazdroszczenia. - Sytuacja w klubie jest trudna, ale zostawiamy to za sobą, bo na boisku liczy się tylko to, by wygrać mecz. Nam to jednak nie wychodzi i to martwi najbardziej. Remis z Wartą jakoś można przełknąć, bo był to mecz walki, ale z ŁKS-em mając mnogość sytuacji nie zdołaliśmy wygrać i to musi nas napawać niepokojem. Nie możemy żyć z porażką na bakier, bo to się dla nas źle skończy - przestrzega doświadczony zawodnik.

W meczu na przełamanie, trzecim z kolei na własnym stadionie, GKS podejmie w sobotę Cracovię. - To najbardziej wymagający z dotychczasowych rywali, ale my nie możemy już patrzeć na to z kim gramy. Trzeba wyjść na boisko i zrobić swoje. Nie położymy się przed nimi, bo to tylko ludzie, których można pokonać - puentuje gracz drużyny z Bukowej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×