Edgar Bernhardt: Bramka dla córeczki
Edgar Bernhardt wyrasta na ulubieńca kibiców Cracovii. Po dwóch asystach w meczu z Okocimskim Brzesko (2:0) w spotkaniu z Arką Gdynia zapewnił Pasom zwycięstwo strzałem z rzutu wolnego w 93. minucie.
Cracovia sprowadziła Bernhardta latem z fińskiego FC Lahti, ale nie jest to jego pierwszy kontakt z polskim futbolem. W przerwie zimowej minionego sezonu był na testach w Legii Warszawa i Górniku Zabrze, a nie trafił do tamtych klubów nie przez niskie umiejętności piłkarskie.
W debiucie w Pasach we wspomnianym meczu z Okocimskim zaliczył asysty przy golach Łukasza Zejdlera i Bartłomieja Dudzica. W nagrodę w kolejnym spotkaniu ze Stomilem Olsztyn znalazł się w wyjściowym składzie, ale nie zaprezentował się tak korzystnie, więc w następnym meczu z Arką znów wcielił się w rolę dżokera i perfekcyjnym uderzeniem z rzutu wolnego w ostatniej minucie doliczonego czasu gry zapewnił krakowianom zwycięstwo.
– Absolutnie nie czuję się bohaterem. Wygraliśmy jeden mecz. Przecież gramy wszyscy i każdy z nas pracuje na wynik. Kolejny mecz też musimy wygrać i tak krok po kroku. To był trudny mecz, ciężko nam szło, wygraliśmy dopiero w ostatniej minucie - mówi skromnie Bernhardt i dodaje: – Oczywiście, bardzo się cieszę, że strzeliłem tego gola, którego dedykuję mojej córeczce. Każdy mógł strzelić. Tak samo cieszyłbym się, gdyby strzelił Kosa (Milos Kosanović) czy Władi (Vladimir Boljević), ale czułem się na siłach i chciałem strzelić. Oni chcieli strzelać, ale nie oddałem piłki... Oni mieli swoje szanse, a ja chciałem chociaż raz spróbować i potem podziękowałem im za to. Władek mówił, że wcześniej strzelał pięć czy sześć razy i teraz moja kolej.
To nie pierwszy gol "Ediego" z rzutu wolnego: – W każdej drużynie, w której grałem wcześniej wykonywałem rzuty wolne. Powiem tak, że to moja niezła strona. Mogę powiedzieć, że dość dobra, ale różnie bywa... Świetnie się czuję, że zdobyłem pierwszego gola dla Cracovii, ale już w pierwszym występie powinienem strzelić bramkę, ale wtedy się nie udało.