Mogliśmy wygrać każdy dotychczasowy mecz - rozmowa z Andrzejem Prawdą, trenerem Odry Opole

Odra Opole fatalnie rozpoczęła sezon. W sześciu spotkaniach zdołała tylko raz wygrać. Trener Andrzej Prawda patrzy jednak w przyszłość z optymizmem i jest przekonany, że przy nieco lepszej skuteczności, opolski zespół jest w stanie pokonać każdego ligowego rywala.

Paweł Drewniak: Za wami 6 kolejek i tylko 5 zdobytych punktów. Plany były trochę inne...

Andrzej Prawda: Na pewno były większe. Przyznam szczerze, że nienawidzę mówić o meczach przegranych, szukając w nich jakiś pozytywów. Dlatego co bym nie powiedział, nie zabrzmi poważnie. Zarówno ja jak i klub nie jesteśmy zadowoleni z wyników, są one poniżej oczekiwań. Widzę poprawę w sensie jakościowym w składzie, bo przyszedł Rogowski, czy Orłowicz. Jednak nie wszyscy pamiętają, że jeden i drugi stracili praktycznie rok czasu. Brawa dla Adasia, że ma cywilną odwagę w trakcie meczu powiedzieć mi, że nie ma już siły i musi zejść. Podobnie z Marcinem, który podczas ostatniego spotkania też sygnalizował pewne obciążenia. Powiem ironicznie, że naszym największym wzmocnieniem było to, że nie straciliśmy niektórych zawodników typu Ganowicz, który był jedną nogą już w innym klubie, czy Piegzik, który próbował sobie też szukać innego pracodawcy. Nie mamy za to Ugo, który był wiodącym strzelcem, potrafił sam wygrać mecz. W każdym razie wyniki nie są na razie satysfakcjonujące i nie lubię, gdy ktoś opowiada mi jak dobrze było, kiedy rezultat jest niekorzystny.

Jednak zdarzało się faktycznie, że zawodnicy grali na przyzwoitym poziomie i nie były to tylko nieliczne momenty gry.

- Oczywiście. Chociażby mecz ze Stalą. Większość meczu wyglądało to bardzo dobrze, nie schodziliśmy przez 60 minut z połowy boiska przeciwnika, jednak były momenty dekoncentracji, które zaważyły później na końcowym wyniku.

Ta dekoncentracja mogła mieć związek z wypłacaniem tylko małej części wynagrodzenia?

- Nie, ja bym tego ze sobą w ogóle nie łączył. Nawet ten temat nigdy się nie pojawiał na treningach, czy rozmowach prywatnych. Ja mam najbardziej niezręczną sytuację, bo jestem jednocześnie pracodawcą i pracodbiorcą. Nad sobą mam zarząd, zaś z drugiej strony pod sobą zawodników. Ja się wypłatami nie zajmuję, ale klub w miarę swoich niewielkich możliwości wypłacał piłkarzom pewne kwoty, które pozwoliły im nie umrzeć z głodu, że się tak wyrażę (śmiech). W każdym razie wiem, że zawodnicy wychodząc na boisko przy kilkutysięcznej widowni nie myśleli o tych pieniądzach. Miejmy nadzieję, że za niedługo wszystko się ureguluje.

Sytuacji dogodnych w większości spotkań nie brakowało, jednak były przesadnie często niewykorzystywane.

- Gdyby Pontus w tych pierwszych meczach wykorzystał choć połowę swoich stuprocentowych sytuacji to teraz bylibyśmy w pierwszej części tabeli. Najbardziej pamiętny jest mecz z Jastrzębiem, kiedy Józefowicz wyszedł sam na sam, a Pontus wbiegł przed niego i strzelił do pustej bramki i był spalony. To był kluczowy moment tego meczu.

Z kolei w ostatnim pojedynku ze Zniczem tych sytuacji było jak na lekarstwo, a mimo to zdobyte zostały pierwsze trzy punkty.

- Zgadza się, niektóre osoby mówiły mi, że nie graliśmy tak źle, ale ja czego innego wymagam od zespołu i czego innego uczę. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy. Mundial też niejednokrotnie wygrywały kraje, które prezentowały wręcz antyfubtol. Mam tu na myśli Niemców, czy Włochów. Teraz niewiele osób mówi o tym jaki poziom był przez dawnych mistrzów prezentowany.

Jakie jest pana zdanie na temat sędziów? Raz Odra wydaje się być pokrzywdzona, innym razem przeciwnie... Można by powiedzieć, że to się w pewnym stopniu wyrównuje?

- Powiem szczerze, że więcej nam przeszkadzali niż pomagali. Głównie mam na myśli kuriozalny mecz z Turem Turek, gdzie nie widzę usprawiedliwienia dla tego pana. Niektórzy przypisali mu przydomek "świeży", nie wiem dlaczego... Może po prostu był na progu gwarancji. Ale podziwiam go za jedną rzecz - za odwagę. Żeby gwizdać takie rzeczy, przy trzytysięcznej publiczności, gdy w ostatnich kilkunastu miesięcach mają miejsce głośne sprawy wokół sędziów - to mistrzostwo świata! Podobnie z resztą było w Jastrzębiu. Dziwną jest dla mnie rzeczą, że pierwsze kilka meczów sędziowali panowie z Rzeszowa i okolic. Nie chciałbym tutaj nikogo oskarżać, ale jest to dla mnie przynajmniej dziwne.

Odejście Karasiaka jest już przesądzone?

- Tak, w Odrze grać na pewno nie będzie. Nie było go prawie dwa miesiące. Żeby się zaaklimatyzować z powrotem, musielibyśmy poświęcić kolejnych kilka miesięcy na przygotowania. Karasiak to był zawodnik, za którego nikt na początku rundy nie dałby złamanego grosza, a w końcówkach był wiodącą postacią. Wystarczyło, że grał w drugiej lidze przez pół roku i pokazał, że potrafi grać głową, wygrywać pojedynki jeden na jeden, włączać się do ofensywy, czy nawet strzelać. Do siebie z resztą też, bo raz strzelił samobója (śmiech).

Można więc liczyć na godziwe pieniądze od MVV Maastricht?

- Przyszedł do nas fax od Holendrów, że są Karasiakiem zainteresowani. Odesłaliśmy więc wiadomość ze zgodą na transfer i propozycją finansową. I kwota, którą proponujemy jest podobna do tej, która zapisana jest w kontrakcie.

Jest ona zbliżona do tej, która miała wpłynąć po ewentualnej sprzedaży Orłowicza do Górnika Zabrze?

- Nie, wielkich pieniędzy z tej transakcji nie będzie. Przede wszystkim jest zapis w umowie, który nie pozwala przekroczyć pewnej kwoty przy sprzedaży. Pozwoli nam to co najwyżej opłacić miesięczną pensję dla zawodników.

I rozumiem, kadra jest już zamknięta?

- Tak, za pewno jest zamknięta. Mam w tej chwili naprawdę fajną 18-tkę grających na podobnym poziomie piłkarzy.

Jak wygląda sytuacja zdrowotna Wodnioka?

- Wygląda coraz lepiej, noga się goi jak na psie - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - i trzeba przyzanać, że Rafał miał dużo szczęścia przy tym. Leczony był w jednym z najlepszych ośrodków w Polsce. Na świeżo po całym zdarzeniu, noga sprawiała wrażenie, że wisi tylko na getrze, byliśmy przekonani, że jest złamana. Nawet nie chciałem się jej przyglądać tak to strasznie wyglądało, tylko szybko zadzwoniłem po pogotowie.

Kiedy w takim razie powróci na boisko?

- Powróci na pewno już na wiosnę. Lekarze już po dwóch tygodniach stwierdzili, że nie będzie żadnego problemu. Dodam jako ciekawostkę, że w ogóle nie ma gipsu! Założono mu jedynie mały opatrunek i doklejono taką gąbkę przypominającą klocka Lego. W tej chwili już nawet może przechodzić rehabilitację. To jest młody, odważny i pełen energii człowiek. W drugiej części sezonu zobaczymy go na boisku.

Sprawa trenera Delahaije zostanie jeszcze poruszona, czy pójdzie w zapomnienie i lepiej skupić się na teraźniejszości i przyszłości?

- Zdecydowanie tak. Ja w piłce siedzę już 30 lat i przeżyłem wiele różnych wydarzeń typu Afera Barażowa, niepłacenie pensji przez pół roku (śmiech) i różne rzeczy w innych klubach. Ale Delahaije to w ogóle już nie chcę komentować, bo to co się działo za jego czasów to było zadziwiające. Gdyby jeszcze te kontrowersyjne decyzje szły w parze z fajnym doborem zespołu, z dobrą grą, dobrymi wynikami to bym nic nie mówił. Mogło się odbyć wtedy zgrupowanie w Pokrzywnej, gdzie były warunki do biegania po górach, siłownia, wszystko co było potrzebne piłkarzom, lecz była zbyt twarda ziemia. Wybrał więc idiotyczny obóz w Holandii. Tam ziemia była jeszcze twardsza (śmiech), zawodnicy mieszkali w bunkrach, a jedzenie było z torebek i ze słoików. I później te 9 dni przerwy, zupełnie wyjęte z życiorysu, przez co musiałem odwołać ważne sparingi, chociażby z Ruchem Chorzów. Ale już to jest sprawa zamknięta i nie chcemy do niej wracać.

Przed wami mecz pucharowy z Pniówkiem. Na boisko wybiegnie pierwsza jedenastka?

- Na pewno nie. Czeka nas teraz sporo meczów i nie możemy pozwolić, aby jutro (w środę - przyp. red.) zagrali doświadczeni zawodnicy z pierwszego składu. Na pewno zagra Filipe, który dopiero do nas powrócił, Filipowicz, który bardzo mocno wdziera się do składu, Odrzywolski, który zagrał pierwszych kilka spotkań, Piegzik, który ostatnio siedział na ławce rezerwowych, Uchenna, żeby się zgrywał z zespołem, czy też Jaskólski. Na ostatnie 20-30 minut pewnie wejdzie Tracz, Copik, czy Józefowicz. Nie wystąpią oni od początku, ponieważ trzeba ich oszczędzać. Ja mam priorytety, a priorytetem teraz jest liga i oczywiście zdrowie moich zawodników. Nie mogę też wystawić tutaj juniorów, bo Pniówek nie jest słabym zespołem. Ograł silną śląską grupę w czwartej lidze, wyeliminował Resovię i na pewno tego meczu sobie nie odpuścimy. W następnej rundzie możemy trafić na fajnego przeciwnika i nie chciałbym takiej frajdy pozbawić też kibiców z Opola. Ale powtarzam: najpierw priorytety.

Priorytetem liga, a tutaj w sobotę czeka pojedynek z Wisłą Płock, rywalem z górnej części tabeli. W obecnej formie ile jest Odra w stanie zdziałać?

- Na pewno jesteśmy w stanie wywieźć punkty. Wystarczy przypomnieć sobie wcześniejsze przykłady. W zeszłym sezonie z góry skazywano nas na porażkę z Lechią, która walczyła o Ekstraklasę, przy ośmiotysięcznej publiczności poradziliśmy sobie z presją i wygraliśmy. Podobnie było później w meczu z właśnie Wisłą, kiedy drużyna była w dołku, a ja przejąłem zespół. Wtedy aż się kłębiło tam wielkimi jak na naszą ligę nazwiskami, a mimo to byliśmy górą. Płocki zespół mam bardzo dobrze rozpracowany, posługiwałem się informacjami z Warszawy i od kilku trenerów. Jesteśmy daleko od tego, że się boimy. Kiedy jest presja, taki piłkarski, mobilizujący strach to bardzo dobrze wpływa na postawę zespołu. Liga jest tak wyrównana, że każdy może wygrać z każdym.

Więc w terminarzu ligowym, każdego przeciwnika możemy zamienić na takiej samej wielkości sam znak zapytania?

- Dokładnie tak. Liga jest bardzo wyrównana, nie ma tutaj pewniaków do zwycięstwa. Nigdy przed sezonem nie przyszła mi myśl, że Stal będzie przez moment liderem, a Korona nie będzie potrafiła wygrać meczu.

Na zakończenie proszę powiedzieć - w przyszłość patrzy pan z optymizmem?

- Na pewno sezonu nie rozpoczęliśmy dobrze. Nie wiadomo do końca było, czy w ogóle otrzymamy licencję, czy nie odejdzie połowa zawodników. Sukcesem jest to, że gramy w takim układzie! Proszę mi wierzyć, w mecz z Jastrzębiem, czy Stalą powinien być wygrany, ale inna sprawa kiedy nie wykorzystuje się tylu stuprocentowych sytuacji. Nie było do tej pory meczu, którego nie mogliśmy wygrać i mówię to z pełną świadomością, choć przy obecnej sytuacji wiem jak to brzmi. Od meczu z Katowicami coś odrzyło, powinno dalej być lepiej. Mam naprawdę dość szeroką kadrę, patrzę optymistycznie i liczę po cichu na małą niespodziankę w Płocku.

Źródło artykułu: