Zdziesiątkowana kadrowo Polonia Bytom w pierwszej połowie meczu z Cracovią jedynie biernie statystowała długo rozgrywającym piłkę Pasom, ale nie przeszkodziło to drużynie Jacka Trzeciaka w wyprowadzeniu zabójczej kontry, po której śląska drużyna doprowadziła do wyrównania. - Rywalowi wydawało się, że ma mecz pod kontrolą i tylko kwestią czasu jest druga i trzecia bramka. My zdołaliśmy jednak odpowiedzieć bramką i to pokazało nasz charakter - mówi Kamil Białkowski, pomocnik niebiesko-czerwonych.
W drugiej połowie Polonia nie umiała jednak dłużej powstrzymywać rozpędzającej się drużyny Wojciecha Stawowego, tracąc dwie bramki i ostatecznie schodząc z boiska pokonanym. - Cracovia wygrała ten mecz, ale nikt nie może powiedzieć, że jej to zwycięstwo przyszło łatwo. Robiliśmy wszystko, by w tym meczu zdobyć punkty. Wiadomo, że jesteśmy w trudnym położeniu, bo przez kontuzje mamy bardzo wąską ławkę rezerwowych, ale w tym meczu nie oddaliśmy punktów bez walki - przekonuje zawodnik drużyny z Olimpijskiej.
Bytomianie po meczu pluli sobie w brody, bo przy stanie 1:1 mieli szanse na zdobycie bramki dającej Polonii prowadzenie. - Drugą połowę rozpoczęliśmy nieźle. Mieliśmy swoje sytuacje i potrafiliśmy stworzyć zagrożenie pod bramką Cracovii. W naszych poczynaniach nie brakowało polotu, ale po rzucie rożnym dostaliśmy drugą bramkę i to rozstrzygnęło o losach tego spotkania. Nie byliśmy już w stanie się podnieść - przyznaje skrzydłowy bytomskiej drużyny.
Polonia jako jedyna ekipa na boiskach I liga pozostaje bez zwycięstwa w tym sezonie i z czterema punktami na koncie jest niepodważalną czerwoną latarnią ligi. - Coraz trudniej nam szukać usprawiedliwień i wytłumaczeń dla kolejnych porażek. Może w tym meczu zabrakło nam sił, może trochę za szybko rywale klepali piłką i tym nas pozbawili złudzeń. To już ciężko powiedzieć - kręci głową z niedowierzaniem "Biały".
Choć przed meczem z Pasami outsider był skazywany na pożarcie, to Polonia żywiła nadzieję na sprawienie niespodzianki. - Wierzyliśmy, że uda nam się przełamać w tym meczu. W przerwie wydawało się, że to wcale nie jest takie nierealne i że uda się dać kłam tym stereotypom. Wszystko skończyło się jednak tak, jak się niby miało skończyć i nic już z tym nie zrobimy - puentuje gracz śląskiej drużyny.