Trener Śląska Wrocław zaskoczył wszystkich wyjściowym składem na mecz z Wisłą Kraków. To, że Mariusz Pawelec zagra na prawej stronie defensywy, było jeszcze do przewidzenia, ale już konia z rzędem temu, kto postawiłby na to, że w ataku wystąpi nominalny pomocnik, Mateusz Cetnarski. - Trener podejmuje decyzję i ustala zawodników na danych pozycjach. Zagrałem na prawej obronie. Nie miałem większego problemu. Wiadomo jednak, że jak tyle lat się gra na lewej stronie defensywy, to pewne automaty, pewne zachowania są zupełnie inne. Dostałem szansę i chciałem zaprezentować się jak najlepiej. Bywało różnie, raz lepiej, a raz gorzej. Ocena mojej gry będzie należała do trenera - skomentował Pawelec.
Wrocławianie w starciu z Białą Gwiazdą stworzyli sobie kilka okazji strzeleckich, ale nie zdołali ich wykorzystać. Najlepszą zmarnował właśnie "Cetnar", który nie potrafił pokonać bramkarza Wisły z rzutu karnego. W końcówce potyczki Biała Gwiazda strzeliła zwycięskiego gola i to ona zgarnęła trzy punkty w tym meczu. - Mieliśmy bardzo dużo dobrych sytuacji, łącznie z rzutem karnym. Niewykorzystane okazje się mszczą. Rzut karny jak jest niestrzelony, to zawsze jest źle uderzony. Winę oczywiście biorę na siebie. Pareiko obronił, potem dostaliśmy bramkę. Na pewno to bardzo boli - powiedział natomiast Cetnarski.
- Bardzo boli ta porażka, bo uważam, że zostawiliśmy bardzo dużo serca i zdrowia na boisku. Staraliśmy się grać w piłkę. Było widać, że przegrał mistrz Polski. Robiliśmy wszystko, żeby ten mecz wygrać - podkreślił Pawelec.
Najbardziej dziwi jednak fakt, że Stanislav Levy widząc, że jego drużyna ma sporą przewagę, nie zdecydował się na desygnowanie do gry napastnika. Łukasz Gikiewicz na boisku pojawił się dopiero w 90. minucie. Dziwić to może tym bardziej, że 10 listopada w meczu Młodej Ekstraklasy inny z napastników, Johan Voskamp trzykrotnie wpisał się na listę strzelców.
Już po meczu w Krakowie młoda drużyna WKS-u rywalizowała ze swoimi rówieśnikami z Wisły. W tym meczu błysnął kolejny z napastników. Tym razem Cristian Omar Diaz, który strzelił aż cztery bramki.
W niedzielę wrocławianie rywalizować będą na własnym stadionie z Jagiellonią Białystok. Czy w tym starciu czeski trener mistrzów Polski zdecyduje się postawić na napastnika? A może od razu na dwóch? Tego na razie nie wiadomo. Pewne jest natomiast to, że żaden z piłkarzy WKS-u nie będzie musiał w tym pojedynku pauzować z powodu nadmiaru kartek. Jedynym zagrożonym zawodnikiem mistrzów Polski jest Rok Elsner, który w meczach T-Mobile Ekstraklasy obejrzał już trzy żółte kartki. Każde kolejne napomnienie będzie dla niego równoznaczne z jednym meczem pauzy.
Przymusowa karencja nie czeka też żadnego z zawodników Jagiellonii. Do drużyny powraca Ugochukwu Ukah, który z powodu nadmiaru żółtych kartek nie zagrał w ostatnim starciu z Koroną Kielce. Uważać będzie musiał Łukasz Tymiński, który otrzymał dotąd trzy kartki w takim kolorze, zatem następna będzie oznaczała mecz kary.
Za spotkanie w Krakowie mistrzowie Polski oczywiście nie mają pretensji do Cetnarskiego, pechowego zawodnika, który nie wykorzystał "jedenastki". - Nie będziemy mieć pretensji do Mateusza Cetnarskiego, on sam sobie zrobi rachunek sumienia. Tak się zdarza w piłce, że czasami się nie strzela. Teraz "Cetnar", a za tydzień to może być kto inny. Jesteśmy drużyną, zespołowo wygrywamy i całą drużyną przyjmujemy porażkę. W kolejnym spotkaniu z Jagiellonią musimy wygrać, nie wyobrażam sobie, żebyśmy stracili punkty - podsumował Piotr Ćwielong.