Reprezentant Polski... skakał z pociągu i pobił milicjanta!

Młody Stanisław Oślizło skakał z pociągu, potajemnie spotykał się z ukochaną, pobił dwóch milicjantów i na zgrupowaniu reprezentacji Polski tańczył kankana. Kwiatków z życia jubilata jest więcej.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Podczas benefisu z okazji jubileuszu 75-lecia Stanisław Oślizło rozrywkę mieli zapewnić Marcin Daniec i Grzegorz Poloczek. Ostatecznie jednak i bez artystów kabaretowych na gali legendarnego obrońcy Górnika Zabrze i reprezentacji Polski można było bawić się doskonale. A wszystko to za sprawą kwiatków, jakie blisko 200-osobowej publice ofiarował nie tylko sam jubilat, ale także jego goście.

Portal SportoweFakty.pl przygotował przegląd co najbardziej zabawnych i pikantnych opowieści. Opowiada dostojny jubilat:

Dla miłości stracił głowę!

- Jeździłem pociągiem do mojej narzeczonej Heni. Poznaliśmy się w liceum. Ja byłem w XI klasie, ona w IX. Byłem wtedy zawodnikiem Kolejarza Katowice, studia i piłka nożna dominowały całe moje życie. Do mojej ukochanej jeździłem pociągiem, a że stacja była daleko od domu moich teściów, to zazwyczaj wyskakiwałem z pociągu w okolicach jej miejsca zamieszkania. Wtedy były jeszcze pociągi parowe, więc prędkość nie była zbyt duża. Uniknąłem na szczęście przy tym kontuzji, choć wiem, że to nie było najrozsądniejsze. Ja przede wszystkim myślałem o tym, żeby zobaczyć moją ukochaną.

- Jak już wyskoczyłem, to miałem do jej domu kawałek. Potem kamyczkiem rzucałem w okno, ona schodziła i mnie wpuszczała. Teściowie zazwyczaj już spali. Kiedyś telewizja nie nadawała tak często, więc ludzie kładli się wcześniej. Zawsze posiedziałem u niej godzinkę czy półtorej, a że ostatnie pociągi i autobusy już nie jeździły, to albo wracałem stopem z górnikami z kopalni Radlin, albo na Jedłownik wracałem truchtem. Dzięki temu nigdy nie mogłem narzekać na kondycję.

Z Roosevelta na Cichą droga... bliska

- Kiedyś, jak byłem w liceum wybraliśmy się na mecz Ruchu Chorzów. Nie wiem skąd nauczyciel wytrzasnął wtedy bilety, ale pamiętam, że to był mecz, a raczej dwumecz Ruchu z Polonią Bytom decydujący o mistrzostwie Polski. Pamiętam, że atmosfera tego stadionu tak bardzo mi się spodobała, że wkrótce po meczu wysłałem do klubu deklarację gry w chorzowskich barwach. Nie było odzewu, podobnie jak ze strony Wisły Kraków. Byłem trochę podłamany, bo Górnik Radlin grał tylko w II lidze, ale pewnego dnia zostałem wezwany do gabinetu prezesa i zostałem oddelegowany do gry w Górniku Zabrze.

Do Zabrza za czapkę gruszek

- Do Górnika trafiłem w 1960 roku. Przyjechałem starym Moskwiczem. Drogie i głośne to było auto, ale ja je miałem, a wielu chłopaków na treningi chodziło wtedy na piechotę. Dostałem od Górnika 25 tys. złotych na zagospodarowanie i na tym było tego tyle. Podobno działacze z Zabrza zapłacili za mnie Górnikowi Radlin 100 tys. złotych, ale wiem z pewnych źródeł, że nie do końca tak było i w moim byłym klubie dalej czekają na część kwoty transferowej (śmiech). Takie to były czasy...

Milicjantem... w saturator!

- W Górniku grało mi się bardzo dobrze, a moją dobrą formę szybko zauważono i dostałem powołanie do reprezentacji Polski. Byłem już zawodnikiem rozpoznawalnym i kiedyś, jak pojechaliśmy do Warszawy na mecz z Hutnikiem doszło do dziwnej sytuacji. Jedliśmy kolację w hotelu "Polonia". Po kolacji wyszliśmy z kilkoma chłopakami przed lokal, inni jeszcze dojadali ostatnie kęsy i dopijali herbatę. Szybko wokół nas zrobiło się zbiegowisko, kibice chcieli porozmawiać, poprosić o autograf.

-To wszystko nie spodobało się przechodzącemu patrolowi milicji, który chciał nas zmusić do rozejścia się. Próbowałem tłumaczyć, że jesteśmy zawodnikami Górnika Zabrze, że to tylko kibice, że nie robimy żadnej manifestacji. Niestety oni zadzwonili po posiłki i wkrótce na miejscu pojawiły się trzy suki. Jeden z moich kolegów z drużyny, Karol Kapciński wdał się z milicjantami w przepychanki i zaczęliśmy uciekać. Niestety mnie złapali.

- Dwóch milicjantów zaczęło wykręcać mi ręce do tyłu, a że byłem wtedy silnym, dobrze zbudowanym mężczyzną przerzuciłem obu przez bark, rozbijając nimi saturator. Potem mnie skuli i wpakowali do suki. Powiedziałem, że nic nie zrobiłem, że bez trenera i kierownika drużyny nigdzie nie jadę. Oni nie reagowali, więc wykopałem drzwi radiowozu. Szybko wsadzili mnie do kolejnego i zawieźli na dołek.

Chleb ze smalcem, czarna kawa...

- Zawieźli mnie na komendę i zaprowadzili do aresztu. Po prawej stronie panienki lekkich obyczajów śpiewały swoje piosenki, mnie zaprowadzili do celi gdzie siedziało trzech dryblasów. Spali oni na zwykłych dechach, mnie milicjanci musieli poznać, bo dali mi koc. Wszedłem do celi i grzecznie oddałem współwięźniowi kocyk, samemu siedząc całą noc na pryczy i myśląc.

- Rano dostałem kromkę chleba ze smalcem i kubek czarnej kawy. Na szczęście krótko po tym pojawił się klawisz i wyciągnął mnie z celi. Okazało się, że zadziałał nasz kierownik i mogłem wyjść na wolność. Już nawet nie wracałem do hotelu, bo z Hutnikiem graliśmy wtedy o 12:30 i od razu poszedłem do szatni, skąd wyszedłem na boisko. Po meczu miałem dużą satysfakcję, bo swoje upokorzenia na boisku odkułem. Wygraliśmy 2:0, a te punkty miały szczególny smak.

Zwycięstwo za... 15 dolarów

- Z reprezentacją Polski dużo podróżowaliśmy. Kiedyś graliśmy mecz towarzyski z Brazylią na Marakanie. To była wtedy najsilniejsza drużyna świata i mieliśmy świadomość jakie czeka nas wyzwanie. Nawet w Polsce czuliśmy szczególną atmosferę tego meczu. Przyszedł do nas prezes PZPN i zapowiedział, że jak wygramy, to każdy z nas dostanie za zwycięstwo 10 dolarów.

- Wielu chłopaków złapało się za głowy. Mówili: "Stasiek, idź do niego, powiedz z kim my w ogóle gramy. Przecież to są mistrzowie świata". Poszedłem, przedstawiłem racje drużyny. Usłyszałem odpowiedź: "Dobrze, pomyślimy". Na następny dzień tuż przed meczem widzę człowieka, z którym rozmawiałem. Zagaduję o premię, a on odpowiada: "Tak, ministerstwo wzięło pod uwagę waszą prośbę. Podniosło premię do 15 dolarów". Załamałem się...

Górnik i miasto Zabrze uczciły swoją ikonę

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×