- Ciężko się grało, szczególnie mnie, bo w sześć dni zagrałem trzy mecze i przejechałem prawie całą Polską. Nie dziwię się trenerowi, że wszedłem z ławki. Chciałem pomóc chłopakom, jak tylko mogłem i strzeliłem bramkę. Ale to nie wystarczyło, aby zdobyć jakiekolwiek punkty. Ta bramka to marne pocieszenie - przyznał po czwartkowym spotkaniu Bartłomiej Pawłowski, piłkarz Widzewa Łódź.
Dla młodzieżowego reprezentanta Polski konfrontacja z Górnikiem Zabrze była pierwszą, którą rozpoczął na ławce rezerwowych. Na placu gry pojawił się w 40. minucie, kiedy zastąpił debiutującego w widzewskich barwach Denisa Kramara. Niespełna 21-letni zawodnik dał dobrą zmianę, czego efektem była zdobyta bramka i kilka udanych akcji, które mogły zakończyć się zdobyciem gola. - Ciężko oceniać tak na gorąco mój występ. Zawodników ofensywnych rozlicza się z bramek. Uważam, że gdybym miał więcej sił, to mógłbym jeszcze bardziej pomóc zespołowi. Nie wiem jak mam oceniać swój występ. Na pewno zrobi to trener po powrocie do Łodzi - mówił.
Czerwono-biało-czerwoni mają problem ze stałymi fragmentami gry, po których często tracą gole. - Rzeczywiście, stałe fragmenty są zmorą w tej rundzie i tracimy po nich bramki. Najpierw ze Śląskiem, teraz z Górnikiem i zawsze nam wpada. Ale nawet jak nie przegrywamy to i tak mamy problemy z nimi. Piłka nożna to jest gra błędów i kto popełni ich mniej, ten wygrywa. Popełniliśmy ich więcej i przegraliśmy. Błędy indywidualne portem odbijają się na wyniku całego zespołu - zakończył widzewiak.