"Mały" na łamach Dziennika Polskiego opowiada morderczych treningach Franciszka Smudy ("miałem bardzo ciężkie treningi za czasów Dana Petrescu czy Roberta Maaskanta, w Turcji też nie było lekko. Ale takich zajęć jak tych kilka u trenera Smudy nigdy w życiu nie doświadczyłem") i odgraża się tym, którzy śmiali się z Wisły za ostatnie zamieszanie z testami ("Niech się ludzie śmieją! My poprzez swoją grę pokażemy, że nie mieli do tego prawa").
25-latek z Suwałk przyznaje też, że ma świadomość tego, iż po zmianach jakie zaszły w klubie latem, to on ma być jednym z liderów zespołu w szatni i na boisku. Przekonuje, że go to nie przytłacza.
- Każdy wie, jak ważna dla mnie jest Wisła. Jeżeli klub nadal będzie chciał ze mną współpracować i będzie nadal chciał, bym tu został, to ja osobiście pragnę tu grać jak najdłużej. Wiadomo, że sam meczu nie wygram. Do tego są mi potrzebni moi koledzy z drużyny. Wiem, że teraz ludzie trochę inaczej będą na mnie patrzyli. Jestem bardziej doświadczonym zawodnikiem. Trzeba będzie sobie z tymi oczekiwaniami poradzić i wziąć to na swoje barki. Kibice będą oczekiwali, że w każdym meczu będę dawał z siebie jeszcze więcej niż dotychczas. Jestem im to też winny za moje głupstwa z przeszłości. To mnie nie przytłacza, ale motywuje - podkreśla Małecki.
Z rozmowy dowiadujemy się też, że gracz Wisły wspomógł sprzętem piłkarki III-ligowych Rysów Bukowina Tatrzańska, gdzie drugim trenerem jest jego kolega.
Źródło: Dziennik Polski.