Jagiellonia odpędziła złe demony

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie - mówi pewne przysłowie. W niedzielę piłkarze Jagiellonii Białystok byli blisko zaznania tego, co sami zrobili kiedyś Śląskowi Wrocław.

W poprzednim sezonie piłkarze Śląska Wrocław wygrywali już 3:0 z Jagiellonią Białystok i mieli na murawie przewagę jednego zawodnika. Gdy boiskowy zegar wskazywał 70. minutę na boisku zaczęły się jednak dziać niewiarygodne rzeczy. Najpierw za czerwoną kartkę plac gry opuścił Amir Spahić, obrońca WKS-u, a potem białostocczanie złapali wiatr w żagle i w siedem minut doprowadzili do remisu! To jeszcze i tak nic. W 80. minucie sędzia wyrzucił Ugochukwu Ukaha, a grająca w dziewiątkę Jaga i tak zdołała wywalczyć punkt. Ten mecz zawodnikom zielono-biało-czerwonych zapewne do tej pory śni się po nocach.

Co stało się w minioną niedzielę? Najpierw Jagiellonia strzeliła gola na 3:0, mniej więcej w tej samej minucie w której w poprzednim sezonie takie trafienie zaliczyli wrocławianie. Potem Śląsk zdobył bramkę w 72. minucie. To znów była ta sama minuta w której Jagiellonia zdobyła gola w poprzednim pamiętnym spotkaniu. Powtórka z rozgrywki, tylko że w drugą stronę?

- Jakby było 4:0, to po prostu kompletnie byłoby już po meczu, a tak naprawdę towarzyszyła nam nerwówka do samego końca. Wiadomo, pomyślałem o tym meczu, który był kilka miesięcy temu, ale wierzyłem w to, że jednak dociągniemy to i wygramy to spotkanie - mówi Tomasz Kupisz, który w trakcie meczu strzelił w słupek.

Przy wyniku 3:1 dla Jagiellonii Śląsk poszedł za ciosem i niebawem zdobył drugą bramkę! - Gdzieś te myśli chodziły, ale miałem taką nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja z poprzedniego sezonu i dociągniemy spokojnie ten wynik - zaznaczył Rafał Grzyb.

Wrocławianie nie zamierzali spuścić z tonu i co chwilę groźnie było w polu karnym Jagiellonii. W pewnym momencie z trzech metrów strzelał Marco Paixao, lecz kapitalną interwencją popisał się Jakub Słowik. Ostatecznie Jagiellonii udało się wygrać 3:2, a Śląskowi do doprowadzenia do remisu zabrakło czasu. - Na pewno coś się pojawiło w głowie, takie światełko, że może być problem, ale w momencie, gdy Kuba Słowik wybił piłkę po strzale z trzech metrów, to już sobie pomyślałem, że dowieziemy ten wynik do końca - mówił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Michał Pazdan.

Skąd taki przestój w grze Jagiellonii od 70. minuty meczu? - Wiele było tych czynników. Na pewno Michał Pazdan zszedł, potem Alexis. To nie chodzi o to, że Ugo Ukah źle wszedł w ten mecz, bo grał bardzo agresywnie na Paixao. Myślę, że zadziałała też taka podświadomość, że prowadziliśmy 3:0 - mówił Kupisz.

Sam Piotr Stokowiec, trener drużyny z Białegostoku, nie miał pretensji do swoich piłkarzy. - Przy stanie 3:0 Tomasz Kupisz trafił w słupek i to by załatwiło sprawę. Wtedy nie miałbym jednak co analizować, obraz byłby zamazany, a tak skończyło się na 3:2 i jest materiał dla sztabu szkoleniowego, a i nam przyda się trochę lodu na głowy - podkreślił szkoleniowiec. - Nie jestem zły na piłkarzy za ten wynik. Sztuką było utrzymać to prowadzenie do końca. Jestem zadowolony, że wygraliśmy i zaprezentowaliśmy się przyzwoicie - podsumował.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)