- W Poznaniu gra się ciężko i zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Mimo wszystkich problemów, z którymi się ostatnio borykamy, staraliśmy się spisać jak najlepiej. Niestety doznaliśmy kolejnej porażki i zostaliśmy ze skromnym dorobkiem jednego punktu. Mamy jednak dwutygodniową przerwę i to dobry czas, by się pozbierać. Na pewno uderzymy się w pierś, powiemy sobie kilka gorzkich, ale też budujących słów - powiedział Jacek Kiełb.
Kielczanie mogą sobie pluć w brodę. W wyjazdowym starciu z Widzewem przegrali głównie przez czerwoną kartkę, którą już w 3. minucie otrzymał Zbigniew Małkowski. Z kolei w Poznaniu oba gole stracili po błędach indywidualnych. Gra zespołu nie wygląda źle, kluczowe są momenty słabości. - Zgadza się. Robimy niepotrzebne luki i rywale to wykorzystują. Cały czas czegoś nam brakuje i musimy zrobić wszystko, by w trakcie przerwy to znaleźć. Nikt nie będzie sobie wmawiał, że jest jeszcze czas, bo tak naprawdę go nie ma - dodał 25-letni pomocnik.
Wolny los w 1/16 finału Pucharu Polski (awans do kolejnej rundy bez gry ze względu na odwołany pojedynek z Polonią Warszawa) może się okazać zbawieniem dla Korony. Piłkarze zyskają dodatkowy tydzień na poprawę wszelkich mankamentów, więcej czasu na pracę z drużyną będzie też miał nowy trener Jose Rojo Martin. - Nie da się ukryć, że to dla nas duży pozytyw. Ostatnio w klubie panowało niesamowite zamieszanie. Straciliśmy bardzo ważną dla nas osobę i trzeba się po tym pozbierać. Nowy szkoleniowiec na pewno będzie próbował odcisnąć swoje piętno na zespole. Mam nadzieję, że będzie to dobrze funkcjonować - stwierdził.
Po odejściu Leszka Ojrzyńskiego zawodnicy Korony protestowali, demonstrując solidarność ze zwolnionym opiekunem. To rzadki obrazek na polskich boiskach. - Musieliśmy się z tym jakoś pogodzić, mimo że to niełatwe. Trener Ojrzyński to członek naszej rodziny i przyjaciel. Nie zmienia tego fakt, że już go w Kielcach nie ma. My o nim nie zapomnimy - zaznaczył Kiełb.
Decyzja o rozstaniu z 41-szkoleniowcem zaskoczyła większość środowiska piłkarskiego. Jednak pojawiły się również inne, bardziej negatywne głosy. Niektórzy twierdzą, że czasy futbolu opartego głównie na walce dawno się skończyły i dlatego nie pochwalają stylu prowadzenia zespołu preferowanego przez Ojrzyńskiego. Jak odnoszą się do tego zawodnicy? - Spójrzmy na tę sprawę nieco inaczej. Ze Śląskiem nie uznano nam gola. Gdyby został zaliczony, mielibyśmy trzy punkty. Z Wisłą nie do końca nam wyszło, tak ja to przynajmniej odbieram. Później pojechaliśmy do Łodzi, gdzie praktycznie od początku musieliśmy grać w dziesiątkę. Czy o takie sprawy można obwiniać trenera? Chyba jednak nie. W pełnym składzie mogliśmy Widzew pokonać, a jeśli dołożymy do tego oczka za starcie ze Śląskiem, to nagle mamy ich sześć i sytuacja jest zupełnie inna. Wtedy zapewne pojechalibyśmy do Poznania z trenerem Ojrzyńskim na ławce - zakończył 25-letni pomocnik.