Meczu w Katowicach piłkarze Miedzi Legnica nie mogą wspominać najlepiej. Drużyna Rafała Ulatowskiego, choć wybitnych zawodów nie grała, była w stanie narzucić GKS-owi Katowice swoje warunki, stwarzając przy tym kilka bardzo dobrych okazji bramkowych. Żadnej z nich legniczanie jednak nie wykorzystali, za co zostali skarceni w samej końcówce.
Po jedenastce podyktowanej za faul Mateusza Szczepaniaka na Krzysztofie Wołkowiczu bramkę dla GieKSy zdobył Sławomir Duda. Co ciekawe, był to jedyny celny strzał katowiczan w tym meczu. - Byliśmy zespołem lepszym, ale piłka jest przewrotna. Nie wykorzystaliśmy swoich okazji, to GKS wcisnął nam bramkę po rzucie karnym - kręci z niedowierzaniem głową Andrzej Bledzewski, golkiper legnickiej drużyny.
Sytuacja z rzutem karnym dla GKS-u nie wywołała protestów w Miedzi. - Nie ma sensu do tego wracać. Ja tej sytuacji nawet dobrze nie widziałem. Sędzia tak zadecydował i nie ma sensu już się nad tym rozwodzić, bo wyniku już nic nie zmieni - argumentuje doświadczony gracz Miedzianki.
Legniczanie nie zagrali w stolicy Górnego Śląska najlepszego spotkania. Mimo to powinni wywieźć z Bukowej co najmniej remis. - Jesteśmy po tym meczu rozbici, bo nie można nam zarzucić, że oddaliśmy go bez walki czy położyliśmy się przed rywalem. Rozumiemy jednak frustrację kibiców, bo początek w naszym wykonaniu nie jest rewelacyjny - przyznaje Bledzewski.
Na porażce w Katowicach ucierpiało morale drużyny Miedzi. - Na pewno nie byliśmy od GieKSy drużyna gorszą, a przegraliśmy. Nastroje są podłe, nie da się ukryć. Musimy w kolejnych meczach się podnieść, bo to robi się już denerwujące. Któryś mecz z rzędu gramy nieźle, a nie wygrywamy - puentuje golkiper pretendenta.