- Dostajemy bramkę w ostatniej minucie i na pewno to boli. Gdybyśmy to my strzelili w takich okolicznościach na 2:2, to pewnie nastroje wyglądałyby z naszej strony zupełnie inaczej - przyznaje Adam Danch, kapitan zabrzańskiej drużyny.
Górnik Zabrze dwukrotnie udanie rozpoczynał grę, bo zdobywał bramki na początku
pierwszej i drugiej połowy. Im bliżej było jednak gwizdka końcowego tym drużynie Adama Nawałki wiodło się gorzej i traciła prowadzenie.
- Pierwsza stracona bramka boli trochę mniej, bo to był strzał życia. Zdecydowanie trudniej przetrawić to drugie trafienie, bo wiadomo w jakich okolicznościach ono wpadło. Jakby jeszcze Ruch stworzył jakąś fajną akcję, to można byłoby to przeboleć, ale tutaj zadecydował czysty przypadek - przekonuje obrońca Trójkolorowych.
Niebiescy w ostatnich sekundach meczu skarcili Górnika za nieskuteczność w pierwszej połowie, kiedy zabrzanie stworzyli sobie kilka wybornych okazji, z których na bramkę zamienili tylko jedną.
- Sami sobie ten mecz zawaliliśmy, bo widząc, że dochodzimy do sytuacji powinniśmy jeszcze bardziej podkręcić tempo, przeciwnika dobić na 2:0 i myślę, że byłoby po meczu, a tak to sami się o to wyrównanie prosiliśmy - analizuje gracz drużyny z Roosevelta.
Ekipie z Zabrza sprzyjało też szczęście, bo sędzia Tomasz Musiał najpierw podyktował dla Ruchu Chorzów rzut karny za domniemane zagranie ręką Rafała Kosznika, a potem z decyzji słusznie się wycofał. W drugiej połowie z kolei ręki w polu karnym Górnika nie zauważył. - Nie widziałem żadnej z tych sytuacji i nie chciałbym tego komentować. Wierzę, że sędzia podjął w obu sytuacjach słuszne decyzje - dodaje Danch.
Górnik po trzech zwycięstwach z rzędu musiał zadowolić się podziałem punktów. Morale zabrzańskiej drużyny jednak nie ucierpiało. - Czeka nas kolejny mecz i nie ma co się załamywać. W derbach nie przegraliśmy, a w Gdańsku będziemy szukać punktów, które z Ruchem straciliśmy - zapowiada kapitan drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.