Podopieczni Ryszarda Kuźmy przegrywali już 0:2, by odrobić straty i w końcówce starcia zgarnąć komplet punktów. - Odnieśliśmy zwycięstwo w przedziwny sposób i w wielkich trudach. Myślę, że byliśmy zespołem, który częściej był przy piłce i stworzył więcej sytuacji. Byliśmy troszkę podłamani po tych pięciu kolejkach, gdzieś to w głowach siedziało i nie było luzu w naszej grze. Straciliśmy dwie bramki, ale czuliśmy, że byliśmy lepsi. Dążyliśmy do strzelenia bramki, którą udało się zdobyć trochę przypadkowo, ale to pchnęło nas dalej do tego, żeby strzelać kolejne gole - powiedział tuż po końcowym gwizdku bramkarz przyjezdnych, Marcin Cabaj.
Sądeczanie mogli jednak stracić prowadzenie bowiem piłkarze beniaminka I ligi jeszcze dwukrotnie trafili do bramki drużyny z Małopolski, lecz w obu sytuacjach sędzia zasygnalizował spalonego. - Ciężko mi to ocenić. Bardzo cieszę się, że sędzia pokazał spalone natomiast wyszedł nasz brak doświadczenia, bo trzeba było w ostatnich minutach oddalić piłkę od własnej bramki - wskazuje 33-letni golkiper.
Sandecja Nowy Sącz przełamała złą passę i odrodziła się w momencie, w którym przegrywała dwoma bramkami. Co mogło być przyczyną wcześniejszych niepowodzeń piłkarzy z Kilińskiego? - Mamy problem, jeśli chodzi o grę w systemie sobota-środa. Gdzieś brakuje nam kondycji, śmiem twierdzić, że rozgrywki Pucharu Polski trochę przeszkadzają nam w lidze. Nie mamy takiej szerokiej kadry, żeby nią rotować - tłumaczy Marcin Cabaj, którego bardzo ucieszyła pierwsza wygrana w sezonie. - Umówiliśmy się, że co by się nie działo, to będziemy walczyć do końca i starać się strzelić jedną bramkę, bo po pięciu meczach byliśmy bez gola, a nawet sytuacji strzeleckiej - wspomina były gracz m.in. Cracovii.
Bramkarz drużyny z Nowego Sącz uważa, że z przebiegu gry zwycięstwo biało-czarnych jest w pełni zasłużone. - Co prawda po trudach, natomiast mieliśmy okazje strzeleckie, kilka sytuacji sam na sam, w których nie trafiliśmy do bramki, ale w piątek szczęście było po naszej stronie - puentuje Cabaj.