Michał Miśkiewicz: Derby? Najważniejszy mecz w życiu

- Nie przesadzę, jeśli powiem, że to był najważniejszy mecz w moim życiu - mówi o 186. derbach Krakowa debiutujący w sobotę w krakowskiej Świętej Wojnie (1:1) bramkarzy Wisły [tag=6518]Michał Miśkiewicz[/tag].

24-letni golkiper od dziecka jest kibicem Białej Gwiazdy, więc trudno się dziwić jego zwierzeniu. Przy Kałuży 1 dał się pokonać Dawidowi Nowakowi, ale skutecznymi interwencjami w innych sytuacjach uchronił Wisłę przed porażką.

- W pierwszej połowie to my lepiej graliśmy. Cracovia praktycznie nam nie zagroziła. Może dwa razy w ogóle interweniowałem, ale jakby mnie nie było, to na to samo by wyszło. Po przerwie było na odwrót - my zagraliśmy gorzej, a Cracovia się wzięła do roboty. Remis smuci, bo chcieliśmy wygrać, ponieważ wiemy, jak ważny jest to mecz dla naszych kibiców, ale poczekamy do wiosny i na derby u nas - mówi Miśkiewicz.

Bramkarz Białej Gwiazdy był jednym z 14 zawodników, dla których sobotni mecz był pierwszym o prymat w Krakowie. - Nie przesadzę, jeśli powiem, ze to był najważniejszy mecz w moim życiu. W takich spotkaniach dużo się rozgrywa w głowie. Miejsce w tabeli tu nie ma nigdy znaczenia. Cieszę się, że nie było tragedii z mojej strony, bo mocno przeżywałem ten mecz. Chciałem podejść do derbów jak najbardziej jak do normalnego meczu, ale się nie dało - przyznaje golkiper Wisły.

W doliczonym czasie gry Miśkiewicz popełnił błąd, który na swoje szczęście zdołał naprawić. Kiedy Michał Nalepa wycofał do niego piłkę, nie udało mu się jej przyjąć, ale zdołał ją dogonić, zanim przekroczyła linię bramkową. Jak wysokie tętno miał w tej sytuacji? - Wskazówka wyskoczyłaby poza maksimum (śmiech). Potwierdza się, że pierwsze decyzje są zawsze najlepsze - powinienem ją od razu wybić tak, jak planowałem, ale w ostatniej chwili chciałem przyjmować. Na całe szczęście nic poważnego się nie stało.

Już we wtorek krakowianie podejmą przy Reymonta 22 prowadzoną przez swojego byłego szkoleniowca Michała Probierza Lechię Gdańsk. - To spotkanie będzie miało ten mały smaczek i to będzie jeden z powodów, dla którego będziemy chcieli wygrać. Poza tym gramy u siebie i to drugi powód, a po trzecie - to takie starcie na szczycie - wylicza Miśkiewicz.

Źródło artykułu: