- Przypomnijmy sobie odległe czasy i okazuje się, że to polscy trenerzy - Kazimierz Górski i Antoni Piechniczek - zdobywali największe laury. Chwała Leo Beenhakkerowi, że jako pierwszy wprowadził nas na mistrzostwa Europy, tyle że już w samym turnieju byliśmy najgorszą ekipą. W Austrii w niczym nie pomógł nam doświadczony, rutynowany szkoleniowiec zagraniczny, bo to co tam pokazaliśmy można nazwać blamażem - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Marek Motyka.
Były reprezentant Polski jest zdania, że obcy selekcjoner nie da nam żadnej gwarancji poprawy jakości. - Mamy określony materiał ludzki, a każdy polski trener ma tę przewagę i atut, że dokładnie zna krajowe realia. Dlatego ja optuję za rodakiem. Nie ulegam modzie, która stała się u nas powszechna. Niektórzy uważają, że jeśli tylko ktoś mówi w innym języku, to od razu da nam sukces - zaznaczył.
Motyka uważa, że gwarancji zadowalających wyników nie ma też w przypadku Polaka, jednak decydująca jest lepsza znajomość rodzimego futbolu. - Nawet gdybyśmy mieli na ławce Jose Mourinho, to on za piłkarzy nie zagra. Z wykonawcami jest u nas bardzo różnie. Dobór zawodników w kadrze to coś zupełnie innego niż poszukiwanie graczy do klubu. Przykład Franciszka Smudy pokazuje to dobitnie. W reprezentacji - mimo początkowego poparcia opinii publicznej - nie udało mu się zrobić wyniku, a teraz w Wiśle Kraków radzi sobie bardzo dobrze. Nie myślmy jednak, że z obcokrajowcem musiałoby być inaczej, bo nawet w T-Mobile Ekstraklasie negatywnych przykładów znajdzie się sporo. Pavel Hapal wprowadził kiedyś MSK Żylina do Ligi Mistrzów, a w Zagłębiu Lubin zupełnie mu nie wyszło. Z kolei Robert Maaskant wywalczył mistrzostwo z Białą Gwiazdą, jednak później wszystko się posypało - stwierdził.
Byłemu kadrowiczowi nie podoba się zmienność nastrojów, jaka panuje w naszym kraju. - Polskie społeczeństwo popada ze skrajności w skrajność. Zachłystujemy się kimś, a potem tę samą osobę ostro krytykujemy.
Słowa poparcia dla polskich szkoleniowców nie oznaczają, że Motyka nie ma zastrzeżeń do Waldemara Fornalika. - Do pracy w kadrze trzeba mieć predyspozycje. Być może trener Fornalik był za grzeczny, za spokojny i nie potrafił wstrząsnąć zespołem. Potrzebna jest też odwaga i podejmowanie ryzyka. Tego też mu chyba zabrakło, bo reprezentacja grała zbyt asekurancko, nam takie nastawienie nie służy. Zdecydowanie lepiej czujemy się w ofensywie, tam też lepiej wykorzystujemy materiał ludzki - oznajmił.
Zbyt duży nacisk na obronę to w opinii Motyki kluczowy problem polskiej reprezentacji. - W ustawieniu 4-2-3-1 Robert Lewandowski nie ma z kim współpracować. Wystarczy, że rywal wyłączy go z gry i nasz atak w zasadzie nie istnieje. Doskonały przykład mieliśmy w starciu z Ukrainą. Obrońcy rywala nie przebierali w środkach powstrzymując "Lewego", momentami aż wióry leciały - zakończył.