W pierwszej połowie Lechia Gdańsk objęła prowadzenie po wspaniałym strzale Deleu. - To był trudny strzał, od poprzeczki. Deleu uderzył dobrze i czasami jest tak, że bramkarz nic nie może zrobić. Gdybyśmy mieli troszkę więcej szczęścia, jak z Widzewem, to piłka nie przekroczyłaby linii. Taka jest jednak piłka nożna. Bramki wpadają w dwie strony - powiedział Maciej Gostomski, który stracił swojego pierwszego gola w czwartym meczu w pierwszej drużynie Lecha Poznań. - Ja wcześniej mówiłem, że jak mam już stracić bramkę to w meczu, w którym wygramy 2:1. Wygraliśmy 4:1 i mamy trzy punkty. Teraz nie ma znaczenia strata gola. Mogłem stracić też drugiego gola w sytuacji, którą stworzyłem Matsui. Szukałem prostego wybicia jak najdalej. Popełniłem błąd, ale rywal również i skończyło się bez straty bramki - dodał golkiper klubu ze stolicy Wielkopolski.
Po tym jak Gostomski wpuścił gola, zapadła konsternacja, gdyż nie wszyscy gołym okiem widzieli, czy piłka przekroczyła linię bramkową. Stracony gol podziałał na niewidocznego w pierwszych minutach Kolejorza, jak płachta na byka. - Bramka była prawidłowo zdobyta i nie mieliśmy się o co kłócić. W pierwszej połowie graliśmy mało agresywnie i daliśmy Lechii możliwość grania, co skończyło się bramką dla gdańszczan. Mecz trwa jednak 90 minut. W drugiej połowie pokazaliśmy ogromny charakter oraz to, że jesteśmy w stanie grać i wygrywać. Jesteśmy gotowi powalczyć o wszystko. Bardzo się cieszymy, bo 4:1 to dobra wygrana i trzeba się przygotować na Legię - zapowiada Maciej Gostomski.
Lech Poznań od kilku kolejek spisuje się bardzo dobrze. Podopiecznym Mariusza Rumaka brakowało jednak meczu, w którym zdobyliby kilka bramek. - Mnie cieszy to, że zaczęliśmy strzelać. Od paru spotkań stwarzamy dogodne sytuacje, ale nie potrafimy strzelić bramki. Przełamaliśmy niemoc strzelając cztery gole. Nie chciałbym być pazerny, ale mogło ich być nawet sześć - twierdzi bramkarz drużyny z Wielkopolski.
Przed sezonem Gostomski był na testach w Lechii, jednak szybko się one zakończyły. - Ja nie mam żadnego żalu. Byłem na jednym treningu i sam zrezygnowałem, bo nie widziałem szans współpracy z Lechią. W tym klubie było kilku bramkarzy i się nie dogadaliśmy. Gdyby Bobo Kaczmarek pozostał na pozycji trenera, to przypuszczam, że bez żadnych testów przyszedłbym do Lechii. Gdańszczan objął trener Probierz, który zaprosił Mateusza Bąka, czy też Pawła Kapsę. Nie chciałem się w to wszystko pchać. Zaryzykowałem idąc do Lecha i opłacało się - wyjaśnił urodzony w Kartuzach piłkarz, który w jeszcze ubiegłym sezonie bronił barw drugoligowej Bytovii Bytów. - Jestem przygotowany mentalnie na grę na tym poziomie, na którym obecnie występuję i bardzo się z tego cieszę. To jest to samo - wszędzie gra 22 zawodników na polu, są dwie bramki i okrągła piłka - zakończył Maciej Gostomski.