Po końcowym gwizdku sędziego młody zawodnik nie miał jednak powodów do zadowolenia. - Fajnie, że udało mi się zaliczyć dwie fajne asysty, ale miałem jeszcze dwie sytuacje stuprocentowe. Niestety nie udało się ich wykorzystać i szkoda, bo mecz wyglądałby pewnie zupełnie inaczej - przyznaje Tomasz Hołota, pomocnik wrocławskiej drużyny.
Skrzydłowy Śląska Wrocław przyznał, że jego zespół uśpiło spokojne prowadzenie do przerwy. - Wynik 2:0 w Zabrzu pewnie wzięlibyśmy w ciemno. Potem jednak nam to zaszkodziło, bo zabrakło koncentracji. Na drugą połowę wyszliśmy zbyt rozluźnieni, co Górnik wykorzystał i szybko strzelił bramkę. Potem też brakowało nam skuteczności, bo przy stanie 2:1 też mogliśmy dołożyć trzecią bramkę. Ale niestety przegraliśmy wygrany mecz - bezradnie rozkłada ręce zawodnik WKS-u.
Trafienie kontaktowe dla Górnika nieco pobudziło wrocławian, ale nie na tyle, by ci ponownie zdominowali zabrzan. - Wielkiego chaosu w nasze poczynania ta bramka nie wniosła. Raczej dodatkowo się zmobilizowaliśmy, żeby grać jeszcze uważniej w defensywie i nie dopuszczać Górnika do kolejnych sytuacji. Długo nam się to udawało, ale w końcówce coś w nas pękło i rywal to wykorzystał - analizuje gracz Śląska.
- W poprzednich meczach umiałem odnajdywać się w polu karnym rywala i dochodzić do sytuacji. Kiedy nie miałem klarownych okazji, to zawsze sprzyjało mi szczęście, bo piłka czasami się ode mnie odbijała i robiło się z tego zagrożenie. W Zabrzu okazji klarownych mi nie brakowało, ale zabrakło trochę szczęścia, a przede wszystkim skuteczności i spokoju, bo powinienem przynajmniej dwie okazje wykorzystać - posypuje głowę popiołem Hołota.
Młody zawodnik przy Roosevelta stanął naprzeciwko drużyny prowadzonej przez
Adama Nawałkę, który kilka lat temu oszlifował jego talent przy Bukowej. - Nie spinałem się szczególnie na to spotkanie i jakoś specjalnie się nie mobilizowałem. Do każdego meczu podchodzę w bojowym nastawieniu i w Zabrzu było podobnie. Trenera Nawałkę bardzo szanuję. To świetny szkoleniowiec, któremu wiele zawdzięczam. Gram jednak dla Śląska i to nie miało dla mnie znaczenia, że właśnie on jest trenerem Górnika - wyjaśnia 22-latek.
- Kiedy schodziłem z boiska w końcówce drugiej połowy prowadziliśmy 2:0 i byłem wówczas gotów postawić każde pieniądze, że nic już się w tym meczu nie wydarzy i dowieziemy spokojnie prowadzenie do końca. Nie wiem co się z nami stało w doliczonym czasie gry. Zabrakło chyba szczęścia i determinacji do końca, żeby te punkty dowieźć. W szatni po meczu była martwa cisza, bo każdy wiedział, że zawaliliśmy. Dobrze, że już niebawem mecz z Jagą, bo chcemy wyjść na boisko i zdobyć awans, żeby plamę z Zabrza zmazać - puentuje gracz drużyny z Dolnego Śląska.